Różnie nazywano kończące się stulecie: wiekiem filmu, wojen, zmagań totalitaryzmu z demokracją, wiekiem tryumfu technologii nad kulturą. Równie dobrze można je nazwać wiekiem sportu – przedmiotu ekscytacji tłumów. Wydarzenia takie, jak zakończone właśnie piłkarskie mistrzostwa Europy, wzbudzają emocje niezwykłe i nic dziwnego, że przypisuje się im funkcje daleko wykraczające poza wąsko pojmowaną formułę współczesnego gladiatorstwa.
Przez trzy tygodnie dziesiątki tysięcy widzów na stadionach Belgii i Holandii i miliony przed ekranami telewizorów obserwowały widowisko angażujące nie tylko uwagę prostych fanów futbolu, ale też polityków, ekonomistów, socjologów i ekspertów od show-businessu. Każdy miał coś dla siebie, bo dramaturgia wydarzeń nie ograniczała się do tego, co działo się na boiskach i nie kończyła z chwilą zakończenia tego czy owego meczu i właściwie każdy musiał przyznać, że była to impreza inna niż wszystkie poprzednie turnieje czy to o futbolowe mistrzostwo Europy, czy o mistrzostwo świata.
Polityka
28.2000
(2253) z dnia 08.07.2000;
Ogląd i pogląd;
s. 19