Archiwum Polityki

Czysta sympatia

Sąd Lustracyjny orzekł, że były wicepremier Janusz Tomaszewski złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Rzecznik interesu publicznego Bogusław Nizieński zapowiada apelację. Tak więc sprawa się jeszcze formalnie nie zakończyła, ale już wywołała zawirowania w Akcji Wyborczej Solidarność, zaś samej idei lustracji zadała kolejny cios.

To była dla zwolenników lustracji sprawa niewątpliwie najbardziej prestiżowa, tymczasem potwierdziła jedynie wszystko to, co wątpiący w zbawczą i ozdrowieńczą moc lustracyjnych procedur mówili od dawna. Po kilkunastu miesiącach procesu, po 22 rozprawach sąd stwierdził, że nie znalazł ani jednego niebudzącego wątpliwości dowodu, jakoby Janusz Tomaszewski był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. W uzasadnieniu orzeczenia sędzia długo wymieniał, czego w tej sprawie nie ma. Nie ma więc oświadczenia, że Tomaszewski zobowiązał się do współpracy, nie ma śladów, by takie zobowiązanie kiedykolwiek złożył, nie ma teczki pracy i teczki personalnej, nie ma materiałów operacyjnych wskazujących na jego działania jako tajnego współpracownika. Są natomiast niejasne zapisy o wykorzystaniu „jednego z figurantów”, którego akta zostały zniszczone, jest pochodzący z końca lat osiemdziesiątych duplikat karty rejestracyjnej zawierający bardzo dużo błędów, są sprzeczne i zmieniane zeznania świadków, byłych oficerów SB, czyli jakieś strzępy informacji, których wiarygodnie zweryfikować się nie da. W uzasadnieniu wspaniałomyślnie stwierdzono, że dysponując tymi fragmentami wiedzy-niewiedzy rzecznik powinien był skierować sprawę do sądu, ale tak naprawdę w poważnej sprawie, dotyczącej członka najwyższego kierownictwa państwa, wypada chodzić do sądu z lepszymi dowodami. I tej oceny nie zmienia fakt, że jeden z sędziów miał zdanie odrębne i opowiadał się za umorzeniem postępowania, ale przecież nie za uznaniem byłego wicepremiera kłamcą lustracyjnym.

Jednak w tej sprawie nie lustracyjne papiery były najważniejsze. W przypadku Janusza Tomaszewskiego lustracja po raz kolejny okazała się narzędziem w politycznej rozgrywce. Wicepremier poległ półtora roku temu, nie dlatego że w AWS podejrzewano, iż był agentem, ale dlatego że był politykiem mocnym, skutecznym, że wyrósł na groźnego konkurenta dla wielu innych polityków Akcji, w tym dla także dla Mariana Krzaklewskiego.

Polityka 9.2001 (2287) z dnia 03.03.2001; Wydarzenia; s. 15
Reklama