Tak właśnie wyglądają w Niemczech Zjazdy Katolików urządzane od 1858 r., najpierw corocznie, a potem co dwa lata, oraz Zjazdy Kościołów organizowane od 120 lat przez protestantów. W tym roku na początku czerwca w halach hamburskiego centrum kongresowego odbył się 94 Zjazd Katolików przyciągając ponad 60 tys. osób. Oczekiwano, że przybędzie niemal dwa razy tyle, ale w pobliskim Hanowerze akurat otwarto EXPO. Hamburg – obok Londynu – najbogatsze miasto w Europie, nie jest dziś już nawet miastem chrześcijańskim. Gdyby katolicy (10 proc. mieszkańców) zjednoczyli się z protestantami, to wciąż pozostaliby w mniejszości. Hamburskie kościoły, jeśli nie ma akurat polskiej mszy, są puste. Nawet przystojna Maria Jepsen, pani biskup Kościoła protestanckiego, nie odwróciła tu smutnego trendu. Wierni wypisują się z Kościołów i odchodzą od wiary. Spada liczba powołań kapłańskich, a brak księży nie zawsze można wypełnić importem z Polski (co dwunasty ksiądz katolicki w Europie jest Polakiem).
W Niemczech – odwrotnie niż w Polsce – mniej przebywa się w kościołach, ale więcej dyskutuje publicznie o kwestiach wiary, dogmatach, społecznych i politycznych powinnościach chrześcijanina. Niemiecki katolicyzm (28 mln wiernych) jest siłą – organizacyjnie i finansowo – niebanalną. Równocześnie jest to katolicyzm wielobarwny, wewnętrznie zróżnicowany i rozdrobniony. Niemiecka rodzina straciła na znaczeniu, niemieckie społeczeństwo jest zlaicyzowane i w dużej mierze odsakralizowane. Jeden ksiądz musi obsłużyć trzy parafie, w związku z czym laikat nabiera nieznanego w Polsce znaczenia. Według badań „Die Welt” zaledwie 17 proc. młodzieży chodzi do kościoła, 79 proc. nigdy nie czytało Biblii, a ponad 80 proc. nie czyta żadnej literatury religijnej.