Prasowe rewelacje na temat Kuronia, Herberta, tudzież nieobyczajnego prowadzenia się dawnej podziemnej opozycji są nie tylko funkcją lustracyjnego zapału pojedynczych publicystów i kamerdynerów historii, ale wpisują się w szerszą tendencję, która zmierza do rewizji rzekomych mitów utrwalanych podobno przez politycznych beneficjentów transformacji. Idzie głównie o to, by przekonać, że III RP to prosta kontynuacja PRL, zaś system PRL może być oceniany sprawiedliwie jedynie z perspektywy wyznaczanej przez ideologiczny projekt Czwartej Rzeczypospolitej.
Niedługo, zanim doszło do ostatniej odsłony owej demitologizacji, ukazało się wznowienie książki Jacka Kuronia i Jacka Żakowskiego „PRL dla początkujących”. Jacek Kuroń, jej główny autor i narrator, mówił, że powstała ona z myślą o tych, którzy z racji młodego wieku pamiętać mogą jedynie końcówkę PRL. Wierzył, że książka pozwoli zmniejszyć międzypokoleniowy dystans wynikający z różnicy doświadczeń. Gdyby dziś żył, mniej zapewne bolałyby go insynuacje o rzekomym dogadywaniu się z SB w celu dzielenia się władzą z komunistami niż samozadowolenie młodych polityków, którzy publicznie cieszą się z powodu swojego późnego urodzenia. Lider SLD Wojciech Olejniczak argumentem młodego wieku broni się przed oponentami, którzy wytykają mu trefną genealogię polityczną. Z kolei dla prawicowych radykałów sam fakt życia w PRL wydaje się skazą, stawiają pod ścianą nawet byłych opozycjonistów, przede wszystkim tych ze środowiska lewicy laickiej, bo to przecież Kuroń z Michnikiem sprokurowali Okrągły Stół, czyli targowicę.
Polska Ludowa w sekundującej obecnej władzy publicystyce
to nie tylko niesuwerenne państwo i zniewolony naród. To przede wszystkim wszechwładna bezpieka, która była – jak pisał Józef Darski w „Arcanach” – „jedyną zorganizowaną siłą wkraczającą w postkomunizm”.