Archiwum Polityki

Murowany pokój

Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł Macieja Zakrockiego „Murowany pokój” [POLITYKA 32]. Przyznam, że przytoczył pan dużo mało znanych i zakulisowych faktów, które nawet mnie, mieszkańcowi Berlina, nie były znane. Jednakże czytelnik niezorientowany w specyfice tamtego Berlina – a dzisiaj już osiąga pełnoletność pokolenie, które nie sięga pamięcią nawet końcowej fazy istnienia muru – może ulec dezorientacji.

Na podstawie pańskiego artykułu odnosi się wrażenie, iż murem odcięty został radziecki sektor, formalna stolica NRD, od Berlina Zachodniego. Z topograficznego punktu widzenia to właśnie Berlin Zachodni został odcięty murem od stolicy NRD, zresztą nazywanej oficjalnie Berlinem, bez ozdobnika „wschodnim”. Np. drogowskazy umieszczone na obszarze NRD w sposób niezwykle lakoniczny, ledwie zauważalny, informowały o dojeździe do Berlina Zachodniego (West). Natomiast kierowca jadący po tzw. Berliner Ringu był informowany o sposobie dojazdu do Berlina Haupstadt der DDR. Zamiarem Honeckera było stworzenie więzienia właśnie z Berlina Zachodniego. Tak jednak się nie stało i to mieszkańcy Berlina – stolicy NRD – czuli się więźniami panującego systemu, mimo pozorów w postaci np. nieograniczonej powierzchni dla rozbudowy urbanistycznej. Pańskie opracowanie nie zauważa kierunku ucieczek przez mur i można odnieść wrażenie, że miały one miejsce w kierunku eldorada, krainy szczęścia wymierzanego ilością Trabantów i Wartburgów. W chwili otwarcia muru to mieszkańcy stolicy NRD zalali tłumnie ulice Berlina Zachodniego, gdzie oczekiwały ich mobilne punkty przydziału między innymi bananów – wyśnionego symbolu demokracji i dobrobytu.

Warto chyba wspomnieć tutaj, że w nomenklaturze oficjalnej propagandy komunistyczno-peerelowskiej Berlin Zachodni był traktowany jako oddzielne państwo i przypisywanie jego przynależności do RFN groziło posądzeniem o rewizjonizm.

Polityka 40.2006 (2574) z dnia 07.10.2006; Listy; s. 124
Reklama