Trudno uwierzyć, ale ciągle nie wiadomo, ile pieniędzy potrzeba na realizację podwyżek wynikających z nowelizacji Karty Nauczyciela – 800 mln zł, nieco mniej czy dwa razy więcej? Skąd rząd weźmie te pieniądze i kiedy zostaną przekazane samorządom? Czy wszyscy uprawnieni otrzymają je w ustawowym terminie do 6 października, z wyrównaniem od początku 2000 r.?
Przypomnę: do Karty Nauczyciela wprowadzono na początku roku nową hierarchię zawodową i płacową. Podczas debaty sejmowej minister edukacji zapewniał, że dzięki nowelizacji, na którą są pieniądze, status materialny nauczycieli poprawi się radykalnie. Już wtedy samorządy (one płacą nauczycielom z subwencji oświatowej MEN, uzupełnianej środkami własnymi) i związki nauczycielskie podnosiły wątpliwości co do źródeł finansowania podwyżek. Pieniądze miały być wypłacone przed wakacjami – nie było ich, a zakończeniu roku towarzyszyły złe nastroje. Zaostrzał się publiczny spór pomiędzy samorządami, które przedstawiały wyliczenia, że subwencja oświatowa nie wystarczy na podwyżki, a ministrem edukacji, który zarzucał swoim adwersarzom, że nie umieją liczyć. Dopiero w lipcu minister przyznał, że wina leży po stronie resortu i ustąpił ze stanowiska. Jego następca prof. Edmund Wittbrodt ocenił sytuację jako awaryjną, ale możliwą do rozwiązania dzięki dobrej woli premiera i negocjacjom z Ministerstwem Finansów.
Te negocjacje – uczestniczą w nich także przedstawiciele środowisk samorządowych – postępują opornie. Strona rządowa zaproponowała samorządom zaliczki „na poprawienie bieżącej sytuacji finansowej” we wrześniu. Byłoby to po 600 zł na etat nauczycielski, zaś dla gmin najuboższych (otrzymujących tzw.