W Internecie na stronach doskonale znanych maturzystom roi się od ogłoszeń takich jak te, które zamieściła „Hanka”. Magister filologii polskiej (jak pisze: z 10-letnim stażem korepetytorki i praktyką w mass mediach) proponuje gotowce. Nie ma znaczenia, gdzie mieszka maturzysta, „Hanka” działa nowocześnie, przygotuje drogą internetową i prześle pełny tekst wystąpienia maturalnego z dobrze opracowaną bibliografią. Cena (waha się w zależności od tematu): 280–320 zł plus dwie godziny konsultacji, każda po 50 zł. Konsultacje, jak to w dzisiejszych czasach, przez gadu-gadu lub mailem.
Metody marketingowe bywają różne. Student Uniwersytetu Jagiellońskiego (czwarty rok polonistyki) proponuje gotowy już temat: „Różne ujęcia motywu Sądu Ostatecznego w literaturze i sztuce”, ale może opracować każde inne zagadnienie. Kosztuje to stówę, choć cena jest w gruncie rzeczy do uzgodnienia, na efekt czeka się około tygodnia. Student przesyła jedną trzecią pracy do wglądu, a resztę, gdy na jego koncie znajdzie się odpowiednie honorarium.
Takie ogłoszenia stają się normą, ich popularność, jak można sądzić, jest spora i w ostatnich przedmaturalnych chwilach rośnie. W tym roku po raz pierwszy maturzyści stają przed całkowicie nową próbą: w ciągu 15–20 min muszą zaprezentować opracowany przez siebie temat z języka polskiego, wybrany już we wrześniu, na początku ostatniego roku nauki. Uczniowie mają przedstawić literaturę przedmiotu, z której korzystali, zaś do pomocy mogą wykorzystać rozmaite formy uatrakcyjniające prezentację: slajdy, fotografie, fragmenty filmu itd.
Jak to zwykle bywa, zamysł reformatorów szkolnych był słuszny. Chodziło bowiem o to, by postawić na samodzielność (czy, jak się to teraz mówi, kreatywność), inwencję, oryginalność, a także – co jest kwestią niebagatelną – dłuższą wypowiedź ustną.