Archiwum Polityki

Ogromny nagrobek

Widok ze stromej skarpy nad Wełtawą zapiera dech, ale nie to było najważniejsze. Granitowy Stalin zgodnie z warunkami konkursu stanął w miejscu, z którego mógłby zajrzeć do każdego praskiego okna. I widzieć wszystko.

Żadna z decyzji obradującego w maju 1949 r. IX Zjazdu Komunistycznej Partii Czechosłowacji nie spotkała się z takim entuzjazmem uczestników obrad i całego społeczeństwa: przyjęta „generalna linia budowy socjalizmu” przewidywała postawienie w Pradze pomnika Wielkiego Przywódcy ludu pracującego, towarzysza Józefa Wissarionowicza Stalina. Pomnik miał być gotowy w maju 1952 r. dla uczczenia 75 urodzin Największego Przyjaciela Czechosłowacji. Urodziny te przypadały wprawdzie rok później, ale, oczywiście jak najdyskretniej, liczono się z poślizgiem i – mimo najstaranniejszego nadzoru – z możliwością sabotażu.

„Staliny” stawiały wtedy wszystkie państwa satelickie i praska inicjatywa nie była niczym szczególnym: nadwełtawski Józef Wissarionowicz miał być większy od pomnika św. Wacława i stać na miejscu pozwalającym prażanom krzepić serca ciągłym widokiem, a Jemu – zachować maksymalną czujność niezbędną w okresie zaostrzającej się walki klas. Aliści większość z 64 nadesłanych na otwarty konkurs projektów (10 uznano za niegodne, zdyskwalifikowano i nigdy nie pokazano publiczności) reprezentowało koncepcje wprost proporcjonalne do wielkości „uczuć największej czci, oddania i miłości za wszystko, co otrzymaliśmy”. W efekcie mierzący w rzeczywistości ok. 160 cm Stalin zaczynał mieć wszelkie szanse na ustanowienie swoistego rekordu przez swoje powiększenie.

Konkurs po dogrywce wygrał sześćdziesięcioletni rzeźbiarz z Pragi Józef Szvec. Tak się złożyło, że wszystkie jego dotychczasowe realizacje zdmuchiwał wiatr historii. Po dojściu do władzy komunistów w błyskawicznym tempie zburzono pomniki słynnego czechosłowackiego legionisty Szveca (zbieżność nazwisk przypadkowa), wyzwoliciela zachodnich Czech gen.

Polityka 11.2003 (2392) z dnia 15.03.2003; Historia; s. 76
Reklama