Garbaty hipnotyzer, bohater opowiadania Tomasza Manna, potrafił sprawić, że ludzie czuli dokładnie to, co im wmówił. Włącznie z tym, że zahipnotyzowany chłopak zobaczył w nim piękną dziewczynę. Partyjnym propagandzistom, którzy przygotowali pośmiertne uroczystości na cześć Stalina, udała się podobnie zaskakująca sztuka – wprowadzili część Polaków w stan zbiorowej hipnozy politycznej.
Nierówny rytm serca świata
O chorobie Stalina ludzie dowiedzieli się 4 marca z radia i radiowęzłów, których głośniki rozwieszone były niemal wszędzie: w fabrycznych halach i na ulicach. Radio i gazety tworzyły atmosferę żalu i powagi. „Trudno oderwać się od głośników radiowych – czytamy w „Życiu Literackim”. – Wsłuchujemy się w słowa komunikatu o chorobie Józefa Stalina, wyczuwając poza nim bicie Jego serca, serca świata. Ileż bólu, ile troski przysparza nierówny rytm tego serca”. W fabrykach przerywano pracę, by robotnicy mogli wysłuchać komunikatu o stanie zdrowia wodza komunizmu. W komitetach partyjnych wszystkich szczebli zbierali się etatowi funkcjonariusze PZPR, by zdać relacje o nastrojach i odebrać instrukcje KC. Te mówiły, jak należy przekazywać informacje o chorobie Stalina oraz precyzowały oczekiwania władz wobec społecznych zachowań.
Olbrzymia machina mobilizacyjna i propagandowa nabrała rozmachu po opublikowaniu komunikatu o śmierci radzieckiego przywódcy. Sięgnięto po wypróbowane środki: żałobne masówki i akcję zobowiązań. Pracownicy jednej ze spółdzielni w woj. gdańskim zobowiązali się wymłócić dwie sterty zboża w ciągu trzech dni, inni, w Łódzkiem, obiecali skrócić siewy wiosenne o 2 dni, sadzenie kartofli o 3 dni.