Lech Wałęsa ma czasem dobre riposty. Zapytany niedawno, czy pójdzie na sztukę, której będzie głównym bohaterem (premierę planuje gdański Teatr Wybrzeże), odpowiedział: „Bardzo chętnie pójdę, może się dowiem czegoś nowego o sobie”. Były prezydent przypadkiem trafił w sedno kwestii roztrząsanej niedawno w czasie bardzo poważnego seminarium „Bohater naszych czasów”, które odbyło się w Warszawie z inicjatywy Andrzeja Wajdy.
Andrzej Wajda zaczął od przypomnienia swego pobytu przed laty w Petersburgu, gdzie między innymi zwiedzał dom, w którym mieszkał bohater „Zbrodni i kary”. Dostojewski dokładnie opisał tę część miasta, nadmieniając na przykład, iż było tam jedyne w całym kwartale ulic okno mansardowe. Stoi Wajda przed listą lokatorów i nagle sobie uświadamia, że zna tylko jedno nazwisko, akurat w spisie nieuwzględnione: Rodion Raskolnikow. Z nim jednym miałby o czym rozmawiać. „Ale – dodał reżyser – gdyby pozostali mieszkańcy spotkali na swej drodze Dostojewskiego, to też bym o nich coś wiedział”.
Polska nie spotkała po 1989 r. swego Dostojewskiego, toteż wciąż nie wiemy, gdzie mieszka nasz Raskolnikow i paru innych potencjalnych bohaterów nowych czasów.
Michnik czyta Stendhala
Problem nie jest bynajmniej nowy. Przypomnijmy 4 czerwca 1989 r.: kto prowadził nas wówczas na wybory, które dały początek nowej Polsce? Był to dzielny szeryf z westernu „W samo południe”.
Dziś, kiedy chcielibyśmy, jak Wałęsa, dowiedzieć się o sobie czegoś nowego z dramatu, książki czy filmu, też byłyby z tym pewne kłopoty. Jakieś starania jednak widać. Oto na przykład mieliśmy w ostatnich tygodniach parę ciekawych premier w stołecznych teatrach. Realia, w których czujemy się swojsko, bohaterowie łatwo rozpoznawalni.