Archiwum Polityki

Ludzie z nadziei

W sierpniu 1980 r. strajkujący robotnicy na teren stoczni wpuścili filmowców, ale kamery telewizyjne zostały za bramą. Uważali, że telewizja kłamie, a film mówi prawdę. Dwadzieścia pięć lat później Andrzej Wajda zaproponował, by reżyserzy z różnych pokoleń zrobili krótkie filmy o Solidarności. Na apel odpowiedziało trzynastu twórców.

Kiedy ogłoszono, że w Akson Studio Michała Kwiecińskiego i Apple Film Dariusza Jabłońskiego powstanie dzieło upamiętniające sierpień 1980 r., internauci zareagowali ostro i szyderczo: dla nich Solidarność jest synonimem politykierstwa, trampoliną dla karierowiczów. Nie czują sentymentu do wydarzeń sprzed ćwierć wieku. Czy film „Solidarność, Solidarność...” zdoła zmienić ich stosunek do przeszłości?

Film nie będzie opowieścią ze szkolnych czytanek – mówi Filip Bajon, który nakręcił minifabułkę „Benzyna”. – Te krótkie filmy układają się w znacznej mierze w gorzki obraz naszej najnowszej historii.

Zdaniem reżysera, wielkie historyczne mity są konieczne dla narodowej tożsamości, bo tworzą kod, dzięki któremu społeczeństwo może się porozumiewać. W przeszłości niewiele było takich mitów jak Solidarność: idealnych, czystych, niewinnych.

Filip Bajon: – Polska dziś wygląda jak pogorzelisko. I tym skażone jest spojrzenie na Solidarność. Ale historia zatacza koło. Rozśmieszyła mnie wiadomość, że w dużych korporacjach zakłada się po kryjomu związki zawodowe.

W filmie jego autorstwa w pociągu jadącym na Wybrzeże w sierpniu 1980 r. spotkają się dwaj młodzi ludzie. Obaj czytają „Małą Apokalipsę” Tadeusza Konwickiego. Jeden z nich wiezie kanister z benzyną. Podstawą do krótkiej fabuły było prawdziwe wydarzenie.

Robert Gliński do stoczni po raz pierwszy pojechał rok temu przy okazji zdjęć do filmu „Wróżby Kumaka” według powieści Güntera Grassa. Zobaczył rdzewiejące hale, kupę śmieci, fruwające stare gazety i torby foliowe. Jedyny statek w stoczni, jaki się uchował do dzisiaj, to przerdzewiały szkielet rosyjskiego okrętu. Po dawnej kolebce Solidarności kręcą się jedynie japońskie wycieczki.

Polityka 31.2005 (2515) z dnia 06.08.2005; Kultura; s. 56
Reklama