Planowany w Polsce przez Platformę Obywatelską podatek liniowy Słowacja wprowadziła w styczniu 2004 r. Od tamtej pory zapewnia krajowi znakomitą prasę w światowych mediach ekonomicznych i – co za tym idzie – napływ inwestorów. Nie zmienia tego korupcja, katastrofalne bezrobocie czy permanentny kryzys polityczny.
Właśnie po kilku latach niestabilnych mniejszościowych rządów Słowacji grożą przedterminowe wybory. Ale nikogo to nie podnieca. Te – jak mawiają sami Słowacy – „wojny żabio-mysie” nie wpłynęły na sytuację gospodarczą kraju. Polityczne wojny obserwowane z zewnątrz raczej śmieszą, niż przerażają.
Dość powiedzieć, że w ostatnich tygodniach z wielopartyjnej koalicji wyszła jedna z partii i rządowi zagroził upadek. Uratował go jednak natychmiastowy rozpad zbuntowanej partii: większość jej posłów odmówiła wystąpienia z koalicji. Premier orzekł, że umowa koalicyjna obowiązuje nadal, tyle że jej podmiotem nie jest nieposłuszna partia, ale jej wierni rządowi posłowie. W efekcie kilkutygodniowej szarpaniny między partyjnymi liderami, rządem i prezydentem ustalono, że gabinet wprawdzie nie upadnie, ale przedterminowe wybory i tak się zapewne odbędą, tyle że dopiero za rok. Skomplikowane, prawda?
Rzeczywistość kraju na południe od naszej granicy trochę przypomina Polskę sprzed 10 lat: z jednej strony rozmach radykalnych reform i rosnące wskaźniki wyliczane w gabinetach ministerstw, z drugiej – rosnąca frustracja zwykłych ludzi, nieprzygotowanych na twardniejącą z miesiąca na miesiąc rzeczywistość gospodarczą. Podawaniem reform w pakiecie przypomina zaś trochę czasy rządu Jerzego Buzka.
– Słowacja swoje reformy prowadzi radykalnie, bo ma spore zaległości – mówi dyrektor bratysławskiego Instytutu na rzecz Reform Gospodarczych i Społecznych INEKO Eugen Jurzyca.