W dniach, kiedy Sejm rozgrzewały największe emocje związane z powoływaniem komisji w sprawie śmierci Barbary Blidy, przed Sądem Okręgowym w Warszawie zapadł wyrok uniewinniający Aleksandrę Jakubowską. Byłą minister w rządzie Leszka Millera sąd uwolnił od zarzutu, że nie chciała dopuścić do prywatyzacji telewizji regionalnych i w tym celu zmieniła projekt ustawy medialnej. Zmieniła zgodnie z intencjami rządu. Uzasadniając wyrok sędzia powiedział, iż w tej sprawie białostocka prokuratura działała metodą „dajcie mi człowieka, a paragrafu się poszuka”.
Zbieg tych zdarzeń jest przypadkowy, ale stanowi ostrzeżenie. Komisje śledcze są niezwykle ułomnym narzędziem do odkrywania prawdy i mechanizmów rządzenia, są natomiast ostrym narzędziem propagandowym. A raczej były, gdyż karierę zrobiła tylko ta pierwsza, zwana rywinowską. Pozostałe odeszły w niesławie, jak choćby bankowa, która miała rozprawić się z Leszkiem Balcerowiczem, a gdy to okazało się niemożliwe, prowadziła jakieś życie po życiu i nawet jej raportu nikt nie zauważył. Komisja badająca sprawę PZU ekscytowała nas jakimś klubem Krakowskiego Przedmieścia, sugerując, że patronuje mu Aleksander Kwaśniewski. Gdy idzie o meritum, odkryła ponoć sfałszowanie umowy prywatyzacyjnej z Eureko i zażądała jej unieważnienia.
Jeżeli jednak przez dwa lata resort skarbu, który robił wszystko, by Eureko z Polski wykurzyć, nie wniósł sprawy o unieważnienie, to znaczy, że nie znalazł poważnego prawnika, który chciałby przed sądem bronić poselskich domniemań. Kto zresztą pamięta skład tamtej komisji? Kto pamięta, że bojowy poseł Jan Bury z PSL jest dziś wiceministrem skarbu i musi dążyć do ugody z Eureko, gdyż zadaniem rządu jest już tylko zmniejszenie skali odszkodowania? Kto pamięta, że owe słynne sfałszowane umowy „odkrył” obecny minister infrastruktury, typowany swego czasu na ministra sprawiedliwości, Cezary Grabarczyk?