Archiwum Polityki

Cieknąca egzystencja

Przed laty Krystian Lupa przyniósł studentom krakowskiej szkoły teatralnej skrajnie adramatyczną książkę. Róbcie te sceny, powiedział, które za nic nie dadzą się przenieść do teatru. Ze zderzenia z niemożliwym powstały wtedy „Szkice z »Człowieka bez właściwości«”. Lupa ceni ryzyko, prowokuje je. Jak taternik nie powtarza raz wytyczonych dróg na szczyty; zawsze szuka nowych przejść. Często otwierają się z nich olśniewające widoki, czasami ściana stawia opór. Bywa wszakże i tak, że karkołomna wspinaczka kończy się sukcesem, rodzą się jednak wątpliwości: czy przebyta ścieżka warta była wysiłku?

Zanim o tych wątpliwościach, najpierw zapewnienie: nigdy dość szacunku dla odwagi i artystycznego ryzyka. W naszym twórczym światku, gdzie niewychylanie się zyskało (niepostrzeżenie i bezrefleksyjnie) status normy, niewielu wybitnych byłoby stać na taki – niegołosłowny! – zapis, jak ten w dzienniku pracy nad „Wymazywaniem”. „Dziś coś się zaczyna wykluwać – może właśnie ta materia, ta niedramatyczna materia daje więcej szans na odłączenie się od pępowiny tego starego teatru, który uprawiam... Tego pogłębionego psychologią »magicznego realizmu«, który staje się już z wolna manierą”.

Ostatnia nietłumaczona powieść Thomasa Bernharda to oporne tworzywo widowiska. Właściwie bez fabuły. Tragiczna śmierć rodziców i brata każe bohaterowi, pisarzowi i wykładowcy, wrócić z Włoch do rodzinnego Wolfsegg w Austrii, skąd uciekł był niegdyś ku wolności. Pogrzeb, decyzje spadkowe, stare kąty – wszystko to ewokuje wspomnienia, te zaś prowadzą do przewartościowań, przeżuwania dawnych klęsk, kłamstw i kompromisów. Powieść pisana jest, jak wieść niesie, gorączkowym monologiem, niepodzielonym nawet na akapity. Wolno wierzyć, znając inne utwory pisarza, że ma siłę pocisku, że pełno w niej obsesji, wściekłych oskarżeń, bólu i męki.

Krystian Lupa umiejscawia ją w wyrazistym plastycznie uniwersum, we wnętrzach łączących harmonię z brzydotą codzienności, ład z nieładem. Przestrzeń Kindervilli, pustej i zakurzonej hali magazynującej zaśniedziałe wspomnienia, gdzie ludzkie sylwetki przyjmują rozmiary lalek, warta jest długiej kontemplacji. Takich obrazów jest więcej. Z akcją jest jednak gorzej: „apokryfy” haftowane na Bernhardowskiej narracji zdają się monotonne, amorficzne i wbrew pozorom dość ubogie, gdy idzie o wnętrza bohaterów.

Polityka 12.2001 (2290) z dnia 24.03.2001; Kultura; s. 56
Reklama