Kiedy we wtorek, 27 lutego, komentator na skoczni Skalite w Szczyrku ogłosił, że ze względu na chorobę mistrz świata z Lahti na mistrzostwach Polski skakać nie będzie, wśród kibiców podniósł się gwizd i niecenzuralne gesty niezadowolenia. Kiedy następnego dnia ta sama informacja popłynęła z głośników nad skocznią w Wiśle Malince – ludność przyjęła tę wiadomość w milczeniu i ze zrozumieniem. – Sytuacja powyższa świadczy o tym, że mieszkańcy miasta podchodzą ze spokojem, sympatią i zrozumieniem do problemów swojego idola – uważa burmistrz Wisły Jan Poloczek.
Może nie ma euforii i szaleństwa, ale nie występuje też charakterystyczne polskie piekło.
Lawina
Miesięcznik informacyjny urzędu miasta pisywał już z entuzjazmem o biciu rekordu Guinnessa w gotowaniu największego na świecie garnka zupy pomidorowej. Nadmieniał z dumą, że w księdze umieszczony jest mieszkaniec Wisły, który wygrał w kategorii rozkładanie malucha na części i składanie na czas. Letnim, opisywanym obowiązkowo wydarzeniem był folklorystyczny Tydzień Kultury Beskidzkiej: lep na turystów i wizytówka miasta.
Rewolucja przyszła 6 stycznia 2001 r., kiedy w Bischofshofen obywatel Polski po raz pierwszy w historii świata wygrał prestiżowy Turniej Czterech Skoczni. – Skoczył i zrobił dla miasta więcej niż ktokolwiek inny w historii – cieszy się burmistrz Jan Poloczek, choć i w nim drzemie poczucie, że zainteresowanie mediów skanalizowało się niefortunnie w barze U Bociana, który nie służy najlepiej wizerunkowi miasta.
– Wyskoczył niespodziewanie jak koza z maku, nie byliśmy na jego sukces przygotowani – mówi Gustaw Pilch, właściciel Wiślańskiej Strzechy, regionalnej gospody w centrum miasta.