Byłego prezydenta Łodzi Marka Czekalskiego i byłego członka zarządu Pawła Pawlaka aresztowano pod zarzutem przyjęcia łapówek w wysokości 450 tys. zł w związku z wydaniem sieci Metro AG pozwolenia na budowę i użytkowanie hipermarketu M1 w Łodzi (POLITYKA 27). Władze koncernu zareagowały wówczas nerwowo. Odcinając się od afery, odcięły się również przezornie od własnej spółki, która nadzorowała inwestycję. – Spółką kierowali Polacy i Niemiec polskiego pochodzenia. Jej zarząd miał wolną rękę przy doborze ludzi, którzy mieli doprowadzić do realizacji centrum handlowego – mówił Karl Josef Baum, pełnomocnik zarządu Metra. GBS, bo o niej mowa, należała w całości do Metra. – To była hermetyczna grupa najbardziej zaufanych ludzi koncernu – mówi jego były pracownik. Zadaniem GBS było skupowanie ziemi pod przyszłe hipermarkety oraz wyszukiwanie w poszczególnych miastach partnerów, którzy, znając lokalne realia, mieli pomóc w pokonywaniu trudności pojawiających się w czasie procesu inwestycyjnego.
Warszawa – wejście bez pozwolenia
A trudności pojawiały się już przy pierwszym kroku w drodze do budowy każdego z hipermarketów. Zgodnie z prawem zagraniczny inwestor musi bowiem uzyskać zgodę MSWiA na zakup ziemi w Polsce (patrz ramka). Procedura z tym związana trwa zwykle kilka do kilkunastu miesięcy. Jej powodzenie zależy w znacznym stopniu od tego, na jakie cele, zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego, przeznaczony jest wskazany przez inwestora grunt. Tereny rolne i przeznaczone pod budownictwo mieszkaniowe praktycznie odpadają. – Wkraczając do kolejnego miasta ścigamy się zwykle z wieloma konkurentami. Trzeba działać niezwykle szybko – mówi Karl Josef Baum. Przeszkodą w tym wyścigu handlowych gigantów były wspomniane wyżej przepisy prawa.