Gułag zaczynał się tam, gdzie dziś kończy Rosja, w Raboczeostrowsku nad Morzem Białym (Karelia). Stąd na parowcu „Gleb Bokij” i barce „Klara Zetkin” wysyłano etapy zeków (skazanych na łagry, od rosyjskiego wyrazu zakluczonnyj) na Wyspy Sołowieckie, do pierwszego obozu koncentracyjnego na świecie SŁON (Sołowieckije Łagieria Osobogo Naznaczienija), Obozów Specjalnego Przeznaczenia. Ilu więźniów po drodze utopiono w morzu – nie wie nikt. Ile zgwałcono kobiet – nikt nie pamięta. A było to dopiero preludium do diabelskiego korowodu, do którego czekiści zapędzili na Sołowkach „społecznie chorych”. Według najostrożniejszych szacunków zginęło w nim ok. 25 tys. ludzi.
– Krzywda, krzywda, tyle krzywdy – mamroce drepcący po morskim nabrzeżu w Raboczeostrowsku prawosławny mnich. Obchodzi miejsca po dawnym łagrze przesyłkowym, stąpa po zgniłych pomostach, gdzie niegdyś przybijała „Klara Zetkin”. I nie wiedzieć, czy po niewinnych zekach płacze, czy po pisklętach rybitwy, co to je właśnie dwie wielkie mewy unoszą nad głowami wsiadających na kuter pielgrzymów.
Diabeł w klasztorze
Zanim na największą wyspę Archipelagu Sołowieckiego, Wielką Sołowiecką, przybyli bolszewicy, miejsce to odwiedzali tylko prawosławni pątnicy. Kmiecie ruscy po kilku godzinach żeglugi przez morze, widząc złote kopuły Klasztoru Przemienienia Pańskiego i strzeliste mury świątyń, myśleli, że są w niebie. Padali na kolana, bili pokłony i pewnie do głowy im nie przychodziło, że za kilka lat ktoś wystrzela mnichów, postrąca krzyże ze złotych cebul, a w świętych murach założy obóz pracy. I niebo zamieni w piekło.
W listopadzie 1923 r. Aleksiej Iwanowicz Rykow i kilku jego kompanów z Rady Komisarzy Ludowych podpisało postanowienie „O organizacji Sołowieckiego Obozu Pracy Przymusowej”.