Archiwum Polityki

Zrobić Saharę w piaskownicy

Rozmowa z młodymi polskimi reżyserami: Anną Jadowską, Sławomirem Fabickim, Przemysławem Wojcieszkiem i Xawerym Żuławskim, o ich stosunku do sztuki, komercji, historii i lustracji

Janusz Wróblewski: – „Teraz ja” i „Chaos” obejrzało zaledwie kilka tysięcy osób. „Z odzysku” i „W dół kolorowym wzgórzem” kilkanaście. Nawet nagrody, które te filmy dostają, i pochwały krytyki nie mają wpływu na frekwencję. Gdzie leży błąd: w lekceważeniu widzów, w rozminięciu się oczekiwań, w nieumiejętności opowiadania ciekawych historii?

Anna Jadowska:– Mamy świadomość straconej szansy. Za wartość artystyczną filmu odpowiadam sama, ale za dystrybucję już nie. A to właśnie promocja wydaje się najsłabszym ogniwem, które drastycznie ogranicza nasz kontakt z widzami. Mój film „Teraz ja” oczywiście nie jest romantyczną komedią dla milionowej publiczności, ale myślę, że miał możliwość spotkania się ze znacznie większą liczbą widzów.

Przemysław Wojcieszek: – Mnie interesuje przede wszystkim kino tanie, szybkie, zakładające pewien, zwykle dość duży, stopień eksperymentu. Jest to, siłą rzeczy, twórczość niszowa, którą sprzedaje się już w okresie produkcji do telewizji, w związku z czym obieg kinowy ogranicza się czasem do kin przyciągających widownię studencką i festiwalową. Duża część tej widowni ogląda filmy na DVD lub ściąga z Internetu. Nie mam z tym problemu. Takie kino robię i nie będę udawał, że pragnę czegoś innego.

Winny jest mechanizm, a nie jakość waszych filmów?

A.J.:

– Nie chciałabym, aby to zabrzmiało arogancko, że kręcimy strasznie mądre rzeczy, tylko ludzie są głupi i nie chcą oglądać. Tak nie jest. Niedawno rozmawiałam z Agnieszką Holland. Zapytałam, co by się stało, gdyby zrobiła teraz „Kobietę samotną”. Czy ktokolwiek poszedłby na jej film? Wątpliwa sprawa.

Z powodu szwankującego rozpowszechniania?

Polityka 17.2007 (2602) z dnia 28.04.2007; Kultura; s. 84
Reklama