Archiwum Polityki

Meczet i katedra

Supermarkety, w których nie można kupić wieprzowiny ani alkoholu, publiczne baseny z godzinami wyłącznie dla kobiet, pokoje do modlitwy na państwowych uniwersytetach? Francja, nie przyznając się do tego, krok po kroku porzuca ideały świeckości państwa, które od stu lat traktowała jako narodową świętość.

Państwo nie uznaje ani nie subwencjonuje żadnego kultu, głosi słynna francuska ustawa o oddzieleniu państwa od Kościołów z 1905 r. Dziś mamy do czynienia z sytuacjami, na których widok Jules Ferry, jeden z twórców laicité, idei świeckości, przewróciłby się w grobie. Publiczna szkoła od początku swego istnienia zakazywała posługiwania się w jej murach symbolami religijnymi. Dziś mnożą się przypadki dziewcząt zakrywających włosy islamskimi chustami i takich, które nie uczestniczą w zajęciach z wychowania fizycznego, a w okresie ramadanu duży – i z każdym rokiem rosnący – odsetek uczniów przestrzega reguł postu (ci odmawiają korzystania ze szkolnej stołówki) .

To w dzisiejszej Francji zjawiska na tyle powszechne, że dotychczasowa formuła świeckości staje się formą cokolwiek pustą: litera prawa sobie, a życie sobie. Republikańska i laicka szkoła publiczna, której samym sednem było kształtowanie jednej – obywatelskiej – wspólnoty, już nie istnieje w swoim oryginalnym kształcie. Ktoś powie: w porządku – muzułmańskie dziewczęta noszą swoje chusty, dziewczęta bezwyznaniowe, katolickie czy żydowskie, nie noszą i nic złego z tej różnorodności nie wynika.

Mamy nowe czasy, nową geografię podziałów religijnych i kulturowych, a zatem oryginalny model nie może się ostać. Normą stało się pokawałkowanie dawnego ujednoliconego republikańskiego tortu – tort ma dziś wiele kawałków, z których każdy smakuje inaczej. Trzeba zmienić model dopasowując go do nowej rzeczywistości. Można byłoby tak mówić, gdyby nie to, że sprawy zaszły dalej.

Oto na publicznej wyższej uczelni, w Narodowym Instytucie Języków Stosowanych i Cywilizacji Orientalnych (INALCO), wydarzyły się w ostatnich latach rzeczy dawniej zupełnie nie do pomyślenia.

Polityka 50.2003 (2431) z dnia 13.12.2003; Świat; s. 60
Reklama