Archiwum Polityki

Zmienić mopa na laptopa

Polscy emigranci w Anglii nie trzymają się już tak kurczowo rodaków. Są otwarci i ciekawi tubylców. Szybciej pokonują też kolejne szczeble kariery zawodowej. Oszczędności przeznaczają na edukację dzieci. To musi zacząć procentować.

Burmistrz Londynu Ken Livingston podczas pierwszej wizyty w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) powiedział, że ma nadzieję, iż niebawem Polacy zajmą tak samo ugruntowaną pozycję w brytyjskim społeczeństwie, jaką dziś mają Irlandczycy czy Hindusi. Stawianie nam Hindusów za wzór jest w ustach burmistrza komplementem. Oto, co chce nam powiedzieć Livingston: mamy okazję przełamać stereotyp ubogich imigrantów ze Wschodu, specjalistów od ciężkich i niskopłatnych profesji. Jak nam idzie?

Okazuje się, że polscy emigranci ostatnich lat znacznie lepiej przystosowują się do życia na Wyspach niż poprzednie fale wyjeżdżających. Chociaż nasze tradycyjne branże nadal można określić umownie jako mop, czyli zmywak w pubach, sprzątanie, kelnerowanie, opieka nad starszymi i roboty budowlane, to coraz częściej zasilamy także szeregi wykwalifikowanych lekarzy, inżynierów, architektów i chemików.

Nie można już naszych rodaków kojarzyć jedynie z dworcem Victoria i „ścianą płaczu”, pod którą tłoczą się niezaradni bezrobotni. Na dworcu ustąpiliśmy miejsca Rumunom, a pracy szukamy coraz częściej w bardziej cywilizowanych warunkach.

Z lektury brytyjskiej prasy, jeśli nie będziemy skupiać się tylko na niepochlebnych notkach, wynika, że Brytyjczycy nie piszą o nas ani wyłącznie źle, ani tak dużo, jak nam się wcześniej wydawało. Są artykuły o polskiej kuchni, chwalące gołąbki, pierogi, cukierki krówki i podkreślające tradycyjny sposób przygotowywania produktów, a także szpalty przypominające, że pojawienie się Polaków pod wieloma względami wyszło na dobre ojczyźnie Dickensa.

Przecież nowi Brytyjczycy obciążają budżet w niewielkim stopniu, płacą podatki, poprawiają jakość usług firm remontowo-budowlanych i dzięki swojej „chłopskiej” (często nazywanej ekologiczną) kuchni wprowadzają nowe smaki, którymi delektują się miejscowi.

Polityka 37.2007 (2620) z dnia 15.09.2007; Ludzie; s. 92
Reklama