Podczas spektaklu w hamburskim teatrze widzowie mogą sobie porzucać bombami wodnymi do podobizn znanych polityków z wyraźnie zaznaczonymi genitaliami. Ja też chciałem zostać terrorystą na niby, ale trafiłem w kogoś w pierwszym rzędzie. Jednak na wszelki wypadek wszystkich przykryto folią. Gdy w nas widzach odzywały się biesy, na scenie aktorzy tarzali się w farbie, krzycząc w transie „Gówno, gówno, gówno”. Dramat niemieckiego terroryzmu lat 70. kończył się medialnym fajerwerkiem.
I tak właśnie jest w rzeczywistości. Hamburski Thalia Theater wystawił dramat austriackiej noblistki tuż przed wielką debatą w niemieckich mediach wokół amnestii dla pary terrorystów Frakcji Czerwonej Armii (RAF), skazanych na wielokrotne dożywocie za porwanie i morderstwa w 1977 r. Ostatecznie prezydent Köhler ułaskawił Brigitte Mohnhaupt, ale nie Christiana Klara, dziewięciokrotnego mordercę, który nadal marzy o „spowodowaniu klęski planów kapitału” oraz rozwianiu „zmory alienacji”.
Spór o amnestię przerodził się w spór o prawo do krytyki kapitalizmu i wspieranie rewolucyjnych zmian – najlepiej gdzieś tam w Ameryce Łacińskiej. A także w spór o brunatny osad w powojennym społeczeństwie niemieckim. Oraz o przyczyny tej spirali przemocy w latach 60., które doprowadziły do powstania RAF w 1970 r. i eskalacji terroryzmu jesienią 1977. Wtedy to niemieccy terroryści najpierw porwali prezesa Izby Przemysłowców (i byłego esesmana) Hansa-Martina Schleyera, a potem – we współpracy z Palestyńczykami – samolot Lufthansy, by wymusić wymianę skazanych na dożywocie towarzyszy. Po udanym uwolnieniu zakładników przez niemiecką jednostkę antyterrorystyczną na lotnisku w Mogadiszu porywacze z zimną krwią zamordowali Schleyera. A czekający na uwolnienie terroryści RAF popełnili w celach samobójstwa, stylizując je na skrytobójcze morderstwo.