Archiwum Polityki

Swoi obcy

Biały Dom w pośpiechu szykuje nowe negocjacje pokojowe między Izraelem a Palestyną. Ale plan George’a Busha może się rozbić o niespodziewaną przeszkodę: podział Palestyńczyków na dwa narody.
JR/Polityka

Gdy na każdej ulicy w Ramallah stoi policja, wiadomo, że Condi jest w mieście. To już ósma od początku roku wizyta amerykańskiej sekretarz stanu. Pani Rice kursuje między hotelem King David w zachodniej Jerozolimie a Zachodnim Brzegiem. Między kolejnymi wizytami zasięga rady u Tony’ego Blaira, specjalnego wysłannika Kwartetu (Unia, USA, Rosja i ONZ) ds. konfliktu bliskowschodniego. A wszystko po to, by zmusić Palestyńczyków i Izraelczyków do napisania wspólnego dokumentu na otwarcie nadchodzącego szczytu w amerykańskim Annapolis.

Po siedmiu latach palestyńskiej intifady i czterech latach chybionej polityki w Iraku Ameryka przypomniała sobie o pierwotnym konflikcie bliskowschodnim. Pokój między Izraelem a Palestyną ma być niespodzianką na koniec rządów George’a Busha, czymś, co przyćmi wszystkie porażki jego ekipy. Według innej teorii, nie chodzi w ogóle o pokój, tylko o pokaz siły przyszłej koalicji antyirańskiej – prócz członków Kwartetu patronami rozmów w Annapolis mają być także Jordania i Syria.

O szczegóły Condoleezza Rice się nie martwi – kwestie granic, gwarancji bezpieczeństwa, muru, Jerozolimy, uchodźców i żydowskich osiedli rozstrzygną późniejsze negocjacje. Waszyngtonowi chodzi raczej o to, by je w ogóle rozpocząć i zobowiązać Izrael do utworzenia państwa palestyńskiego, a Palestyńczyków do uznania Izraela. Ale na kilka tygodni przed konferencją – której dokładnej daty, programu i listy gości wciąż nie ułożono – główną przeszkodą nie są tarcia między stronami konfliktu, ale brak jedności wśród samych Palestyńczyków.

Miesiące rywalizacji o władzę między świeckim, umiarkowanym Fatahem prezydenta Mahmuda Abbasa i fundamentalistycznym Hamasem premiera Ismaila Haniji doprowadziły do faktycznej separacji między Zachodnim Brzegiem i Strefą Gazy.

Polityka 47.2007 (2630) z dnia 24.11.2007; Świat; s. 60
Reklama