Archiwum Polityki

Stara baśń o smucie

Film „1612”, zanim jeszcze powstał, był już legendą. Z jednakową niecierpliwością czekali na niego Rosjanie i Polacy. Jedni i drudzy mogą się czuć zawiedzeni. Ale to akurat dobrze świadczy o dziele reżysera Władimira Chotinienki.

Już sama wiadomość o tym, że w studiu filmowym Trite Nikity Michałkowa powstaje film fabularny, robiony na bezpośrednie zamówienie Kremla, na realizację którego rządowa Federalna Agencja ds. Kultury i Kinematografii wyłożyła kilka, jeśli nie kilkanaście milionów dolarów (a jeszcze 4 mln dorzucił rosyjski oligarcha Wiktor Wakselberg), powodowała, że oczekiwano wydarzenia polityczno-artystycznego co najmniej na miarę „Iwana Groźnego” Eisensteina. Z jedną różnicą: jeśli wówczas chodziło o apoteozę i uzasadnienie dla despotycznych rządów Stalina i jego zbrodni, popełnianych rzekomo w imię budowy silnego państwa i mocarstwowych ambicji Moskwy, to tym razem odwoływano się do mitu Rosji, która po latach smuty i chaosu podnosi się z kolan.

Takie oczekiwania uzasadniał zresztą sam wybór daty premiery filmu Chotinienki: tuż przed 4 listopada, który to dzień – decyzją Putina – od trzech lat obchodzony jest w rocznicę wygnania Polaków z Kremla jako święto i Dzień Jedności Narodowej.

Dla nas najważniejszy był polski wątek

– zapowiedź, że głównym tematem filmu będą właśnie dramatyczne wydarzenia z listopada 1612 r., kiedy to dzielne pułki rosyjskiego pospolitego ruszenia, dowodzone przez kniazia Pożarskiego i kupca Minina, przegnały z Rosji polskich interwentów. W kontekście bardzo i coraz bardziej napiętych stosunków między Moskwą a Warszawą oczekiwano więc filmu zdecydowanie antypolskiego, umacniającego w rosyjskim społeczeństwie wizerunek Polski i Polaków jako odwiecznych wrogów Rosji. Można się było nawet spotkać z opiniami, że oto rozpoczyna się nowa polsko-rosyjska wojna filmowa; że film „1612” będzie odpowiedzią na nasz „Katyń”, a skoro tak, to my odpowiemy rokiem „1920”...

Czarnym bohaterem dzieła Chotinienki jest polski hetman świetnie grany przez Michała Żebrowskiego (złośliwi twierdzą, że jego rola jest polską zemstą za równie świetną kreację Aleksandra Domagarowa jako Bohuna w „Ogniem i mieczem”) – ale w jego wykonaniu to ktoś więcej niż zwyczajny zbrodniarz.

Polityka 46.2007 (2629) z dnia 17.11.2007; Kultura; s. 74
Reklama