Agentami kolejnych jawnych czy podziemnych rządów polskich byli kompozytor Michał Kleofas Ogiński, poeta Juliusz Słowacki czy książę Władysław Czartoryski.
Agent dyplomatyczny, wysłannik, reprezentant – to pierwsze skojarzenia, jakie się nasuwają po przejrzeniu kopii dokumentów z archiwum Czartoryskich. Ale, rzecz jasna, od stuleci istniało słowo „agent” piętnujące osobę, która donosiła na bliźnich. Z epoki sprzed 200 lat można przypomnieć od razu epigramat Aleksandra Puszkina w przekładzie Juliana Tuwima:
Nie w tym sęk, żeś ty Polak, duszko!
Lach jest Mickiewicz, Lach Kościuszko,
Bądź sobie Tatar czy mandaryn,
Bądź Żyd – i to nie żaden wstyd,
Ale w tym sęk, żeś ty Vidocq Figlarin.
Vidocq Figlarin był wówczas znanym francuskim agentem policyjnym. Puszkin piętnował zruszczonego Polaka Tadeusza Bułharyna (1789–1859), niegdyś oficera napoleońskiego, później zaś cenzora i współpracownika policji carskiej, znanego w Rosji pisarza historycznego. Ale życie agentów-donosicieli bywa niejednoznaczne, a sam Mickiewicz nie kwapił się z potępieniem Faddieja Bułgarina, który, jak wiadomo, przepuszczał do druku jego kramolnyje (buntownicze) utwory i pomógł w ucieczce poety z Rosji. I do dzisiaj nie wiemy wszystkiego o Bułharynie. Wiele z jego papierów osobistych uległo zniszczeniu. Ale na tym co pozostało, nie ciąży klauzula tajności jak na niektórych francuskich (150 lat) czy angielskich (100 lat) aktach personalnych.
Karol Radek i fałszowanie teczek
\tSzokujące przeżycie miałem w Moskwie w szczycie odwilży chruszczowowskiej. Jak wiadomo, w archiwach radzieckich nie udostępniano na ogół akt. Badacz był zdany na łaskę urzędujących nadzorców i dyrektorów.