Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Ruch na parkiecie

Ruch Chorzów, obecnie klub środka ligowej tabeli, z jednym z najniższych budżetów w naszej ekstraklasie, 13 listopada ma trafić na giełdę. Jako pierwszy klub sportowy w Polsce.

Po co Ruchowi ten ruch? Zwłaszcza w momencie, kiedy giełdy dołują, a spółki różnych branż, będące już na progu parkietu, schodzą w popołochu z tej drogi. Każdy klub sportowy naznaczony jest piętnem nieprzewidywalności, co w języku rynku oznacza inwestycję wysokiego ryzyka. Ostatnia wojna rządu z PZPN też nie będzie sprzyjać giełdowemu debiutowi. – Nie da się przewidzieć, kiedy będzie ten najlepszy moment do wejścia na parkiet – potwierdza Mariusz Klimek, główny udziałowiec Ruchu Chorzów SA (ponad 60 proc. akcji) i członek rady nadzorczej klubu.

Czy w czasach kryzysu droga na giełdę nie jest dzisiaj dla Niebieskich samobójcza? – Spółki z klasycznego biznesu wycofują się z giełdowych projektów albo spowalniają procedury – mówi Grzegorz Pędras, prezes Secus Asset Management w Katowicach, który wprowadza Niebieskich na giełdę. – Zdajemy sobie sprawę ze stanu rynku głównego i alternatywnego, ale tu mamy do czynienia z całkiem inną jakością i odwołujemy się do całkiem innych inwestorów, którzy z powodów emocjonalnych będą chcieli związać się z Ruchem. To do nich kierujemy tę ofertę. Dlatego postanowiliśmy na nic się nie oglądać i iść własną drogą.

Już w 2002 r. jako pierwsza zapowiadała wejście na giełdę Wisła Kraków

, należąca do Bogusława Cupiała, właściciela Tele-Foniki w Myślenicach. Potem właściciel wycofał się z pomysłu. Wisła, oceniana jako najbogatszy klub w kraju, miała takie zaplecze finansowe, że nie musiała szukać pieniędzy na parkiecie. O możliwości wejścia na giełdę Legii Warszawa mówi się od kilku lat. Przeszkodą miał być brak nowoczesnego stadionu. Teraz właściel klubu, koncern ITI, zapowiada, że debiut nastąpi w 2012 r.

Od lat na giełdę zmierza Lech Poznań, który po fuzji z Amicą Wronki ma dzisiaj potężne finansowe zaplecze w Holdingu Amica.

Polityka 43.2008 (2677) z dnia 25.10.2008; Ludzie i obyczaje; s. 116
Reklama