Tłumaczymy sobie: żeby pobić dziecko, trzeba być psychopatą. Ale i to nie jest prawda. Kiedy katują psychopaci, najczęściej nie ma śladów. A historie o domowym piekle, z konkubentem w roli głównej, zwykle zaczynają się od love story i nadziei.
Czworo dzieci przez dwa tygodnie dzieliło dom z ciałem martwej siostry. Kto wie, czy nie leżałoby tam dłużej, gdyby nie naprawa dachu. Strażacy wyważyli drzwi. W środku żywej duszy, tylko zdechłe z głodu szynszyle w klatkach i małe ciałko leżące w sypialni.
W Lublinie matka zabiła troje swoich dzieci. Ciała położyła na łóżku, jedno obok drugiego. Powtarzała, że śpią.
W zamrażarce prezydenta leży ważny społecznie projekt, który mógłby zmienić systemowe podejście do przemocy wobec dzieci w Polsce. Na co więc Duda czeka?
Niemowlęta nie miały żadnych ran, śladów przemocy, nic, co by wskazywało, że zostały zabite. Tyle że umierały. Mordował – uważa prokurator – młody ojciec. I prawie by mu się upiekło.
Za supermarketem chłopiec zabił dziewczynę nożem. Teraz bije, kto chce – słowem.
Dawidka szukano przez 10 dni, cierpiała rodzina chłopca, cała Polska wstrzymywała oddech. W tym czasie domorosłe wróżki i sensaci ścigali się w internecie na teledyski o Dawidku. Snuli łzawe i krwawe wizje, prosząc widzów o „łapki w górę”.
41-letnia Teresa, mieszkanka Opola, podała dwojgu swoim dzieciom przepisane dla niej środki nasenne i uspokajające. Zażyła je także sama. Przeżyła, bo wzięła za małą dawkę. Dzieci – nie.
Rozmowa z Piotrem Matysiakiem, kuratorem sądowym, o tym, dlaczego przypadków zakatowanych dzieci, jak w Olecku, będzie przybywać.
Zimą 2001 roku mówiono głównie o tym: bestialskim mordzie na małym chłopcu, którego dorośli utopili w Wiśle.