Miła i cywilizowana skądinąd Islandia ma jedną słabość, za którą gotowa jest przecierpieć sankcje i ostracyzm ekologów. To polowanie na wieloryby, uznawane za element narodowej tożsamości. Właśnie zaczął się sezon.
Widać, że Afryka naprawdę leży autorowi na sercu
Kiedy dyrektor Wigierskiego Parku Narodowego chce wlepić rolnikom z Rosochatego Rogu mandat za łowienie ryb w Wigrach, ci machają mu przed nosem wyrokiem sądu w Suwałkach, z którego jasno wynika, że ryby w tym jeziorze wolno im łowić, bo pozwolił na to car Mikołaj I.
Nic to, że Oscar Wilde nazwał już prawie sto lat temu widok angielskiego dżentelmena galopującego za lisem „ohydą w pogoni za niejadalnym”. Takie polowania w Anglii, Szkocji i Walii zdelegalizowano dopiero na początku XXI w.
Myśliwi nie mówią: krew tylko "farba", oczy zwierzęcia to "trzeszczele", rannne zwierzę, które ucieka
do lasu, to "postrzałek", a dzik, który w agonii ryje racicami ziemię "pisze testament". Myśliwi robią wszystko, aby nie nazywać rzeczy po imieniu.