We Wrocławiu, mieście stu mostów, tysiące rowerzystów i kilku zapaleńców może zrealizować marzenie o polskim Amsterdamie.
Dwa koła, rama, kierownica, zębatka, siodełko. Nic zbędnego. Ostre koło to niemal idea roweru. I koncept, żeby wykroić w mieście kawałek przestrzeni wolny od komercji.
Modny rower powinien mieć co najmniej 30 lat.
W jakim kraju kradnie się najwięcej rowerów? We Włoszech, gdzie powstał słynny film „Złodzieje rowerów” (Vittorio de Sica), nagrodzony Oscarem i do dziś uważany za największe dzieło włoskiej kinematografii? Może w Polsce? Otóż nie. Krajem tym jest Szwecja, w której do niedawna, jeśli wierzyć rozpowszechnionym u nas mitom, można było walizkę postawić na ulicy i wrócić po nią następnego dnia.
Na wakacyjnych trasach w tym sezonie zaroiło się od aut przyozdobionych dwukołowymi pojazdami umieszczonymi na dachach. Rower power, czyli potęga roweru, tak z angielska można by nazwać napływającą z Zachodu modę. Rower dachowy sporo mówi o jego posiadaczu: żwawo podąża on za modą na aktywny i zdrowy styl życia, a przynajmniej za modą na posiadanie tytanowej ramy i hydraulicznych amortyzatorów. Jakie miejsce zajmuje rower w świadomości Polaka? Szczęśliwie nie dotarł do nas chiński model ideologiczny, wedle którego rower z konieczności zastępuje motoryzację, ponieważ jej nie ma. Przewagę, jak się wydaje, uzyskuje chwilowo obyczaj amerykański: zamożny mieszczuch wywozi swoje cacko choćby na chwilę za miasto. Z trudem, lecz nie bez pewnych sukcesów, w Krakowie czy Gdańsku toruje sobie drogę model zachodnioeuropejski, gdzie zgodnie z marzeniami Zielonych rower ma radykalnie zastąpić trujący i niebezpieczny samochód.
Bohater wzruszającego filmu Vittoria de Siki "Złodzieje rowerów" kradnie jednoślad, aby nie stracić pracy i tym samym uchronić swą rodzinę przed nędzą. Jednak rozjuszony tłum dopada go po krótkim pościgu i scena omal nie kończy się linczem. Gdyby ów nieszczęśnik ukradł współczesny rower typu MTB, pościg zostałby daleko w tyle.