Szojgu jest pierwszym od czasu rozpadu ZSRR rosyjskim ministrem obrony, który odwiedził Koreę Północną. Nie ma przypadku: to kolejny dowód desperacji Kremla i poszukiwania stronników wśród pariasów.
Wymiana ciosów między Jewgienijem Prigożynem a ministrem obrony Siergiejem Szojgu postawiła Rosję na skraju głębokiego kryzysu politycznego. Samowolkę resort obrony potraktował jak okazję do ostatecznej rozprawy z kłopotliwym rywalem.
Jewgienij Prigożyn, „kucharz Putina”, przywódca paramilitarnej Grupy Wagnera, patron zwalnianych z więzień morderców i gwałcicieli grasujących po Ukrainie, centralnej Afryce i Syrii, zerwał ze smyczy? Jego ludzie przerwali marsz na Moskwę.
To zadziwiające, że prywatne firmy militarne odgrywają w Rosji tak wielką rolę, choć ich prawne umocowanie jest co najmniej wątpliwe. Niedługo wojnę w Ukrainie będą prowadzić sami płatni najemnicy, których po schwytaniu można śmiało postawić przed sądem.
Generał Surowikin przygotował teatr – uporządkował dowodzenie, wskazał kierunki wojny: walkę o Donbas, obronę lewego brzegu Dniepru i bombardowanie miast. Generał Gierasimow może dodać tym kierunkom tylko większego znaczenia, a cała Rosja wchodzi w tryb wojenny.
Wagnerowcy walczą na froncie, a ich szef Jewgienij Prigożyn ściera się z Siergiejem Szojgu. Obaj wiedzą, że wojna oznacza przetasowania w elicie władzy. Stawką w grze są przywileje w kręgu zaufanych Putina.
Władimir Putin może stracić znacznie więcej niż obwodowe miasto: reputację silnego przywódcy. Grozi mu powtórka losu Michaiła Gorbaczowa, ale i kolejne poważne porażki na froncie. Dlatego rosyjska propaganda dwoi się i troi, żeby przyćmić klęskę w Chersoniu.
Najpierw seria telefonów, potem salwa rakiet. Rosja po raz pierwszy w czasie wojny z Ukrainą przetestowała jednocześnie wszystkie nośniki strategicznej broni jądrowej.
Władimir Putin ewidentnie szykuje się na najgorsze. Klęska na froncie może być kwestią czasu, a potem przyjdzie kryzys władzy. Rosjanie wciąż pytają: kto winowat, kto zawinił?
Kolejny dzień „operacji specjalnej” zakończył się dla Rosjan ujemnym bilansem zmian terytorialnych. Oprócz braków kadrowych doskwiera im brak sprzętu. Do tego stopnia, że wbrew logice chcą zbudować dwa zakłady remontu pojazdów pancernych. Ich lokalizacja nie jest przypadkowa.