Przed północą 12 grudnia 1981 r. dyrektor BOR wezwał do siebie trzech funkcjonariuszy. Rozkazał im jechać do Katowic do Komendy Wojewódzkiej MO. Tam, w ich obecności, komendant wojewódzki płk Jerzy Gruba otworzył kopertę z instrukcją. Borowcy mieli internować Edwarda Gierka. W asyście milicjantów udali się do jego domu. Gierek nie chciał ich wpuścić, zapytał tylko przez drzwi, po co przyjechali. Odpowiedzieli zgodnie z prawdą. Nie zrozumiał, zadał pytanie po raz drugi, udał się do telefonu i zadzwonił do komendanta wojewódzkiego. Kiedy ten potwierdził, Gierek otworzył drzwi. Kilka chwil później siedział już w samochodzie z obstawą. Przez całą drogę wypytywał funkcjonariuszy BOR, co się dzieje w kraju. Nad ranem, kiedy wysłuchali radiowego przemówienia gen. Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego, zamilkł i nie odezwał się do końca podróży.
Edward Gierek stał na czele Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej przez całą dekadę lat 70. Początkiem końca jego kariery były strajki w 1980 r. We wrześniu, po tym jak trafił do szpitala, jego miejsce zajął Stanisław Kania. Gierek został odstawiony na boczny tor. Jednak zaczęły się podnosić głosy, także wśród członków PZPR, że należy ujawnić i ukarać winnych kryzysu gospodarczego. Nastroje wyczuwali polityczni weterani, niektórzy dostrzegli szansę wyrównania starych rachunków i zdobycia popularności. Jednym z nich był Mieczysław Moczar, który na początku lat 70. został skierowany na stanowisko szefa NIK, co było politycznym zesłaniem.
Pod jego kierownictwem NIK przeprowadzał liczne kontrole w najważniejszych instytucjach. Nie wiadomo, na ile obciążały one starą ekipę partyjną, jednak we wrześniu 1980 r. huczało od plotek. Na jednym ze spotkań z zespołem administracyjnym KC donoszono Kani: „Moczar mówił, że ma dynamit w biurku, że gdyby ujawnił cząstkę tych materiałów, to mogłoby dojść do ogromnych eksplozji”.