W roku 2025 minie 600 lat, od kiedy książę pruski i były wielki mistrz zakonu krzyżackiego Albrecht Hohenzollern złożył hołd lenny królowi Zygmuntowi Staremu. Choć od tego momentu minęło sześć wieków, do dzisiaj są odczuwalne polityczne konsekwencje tego aktu, jednego z najważniejszych wydarzeń w dziejach nie tylko Polski, ale i Europy.
Uroczystość odbyła się 10 kwietnia na krakowskim rynku, w pobliżu Sukiennic i ratusza. Dwa dni wcześniej Albrecht podpisał z królem traktat krakowski, który szczegółowo definiował zależność lenną jego oraz potomstwa od polskiej Korony. W tekście traktatu czytamy m.in., że margrabia Albrecht winien „okazywać się na przyszłość posłusznym Jego Królewskiej Mości we wszystkim, jak z prawa należy księciu wasalnemu względem swego dziedzicznego pana”.
Słynnemu królewskiemu błaznowi, Stańczykowi, przypisywano słowa: „Większy to błazen, co mając niedźwiedzia w skrzyni, puszcza go na swoją szkodę”. Znamienity historyk Józef Szujski w „Dziejach Polski” napisał, że nieprzyjaciela „z łatwością zgnieść można było, uczynił w chwili, kiedy sprawa jego, jako apostaty wobec papieża i cesarza upadła. Był to polityczny krok, ale na chwilę, krok bez obrachowania skutków na przyszłość”.
Ocena warunków traktatu krakowskiego i hołdu pruskiego do dzisiaj budzi emocje. Przecież następstwem hołdu było powstanie księstwa świeckiego, a następnie groźnego królestwa Prus ze stolicą w Królewcu, państwa, które odegrało złowrogą rolę w polskich dziejach. Oczywiście trudno mieć za złe królowi, że nie przewidział tak dalece idących konsekwencji, lecz trudno nie zauważyć, że królewska decyzja była krytykowana już wówczas, przez jemu współczesnych. Jednym z nich był Stanisław Hozjusz – nazwał króla „monarchą szalonym”, który „wzrok mu [Albrechtowi] swój wolał pokazać łaskawy”.