Dwie wojny imperium
Przed Ukrainą Rosja napadła na Finlandię. Analogie i zbieżności są oczywiste
Trwająca od 24 lutego wojna w Ukrainie uruchamia poszukiwanie analogii między wydarzeniami rozgrywającymi się na naszych oczach a tymi z niedalekiej przeszłości: rosyjską interwencją w Syrii (zainicjowaną we wrześniu 2015 r.), aneksją Krymu, agresją na wschodnią Ukrainę w 2014 r. oraz istotną z wojskowego punktu widzenia donbaską kampanią zimową 2015 r., jak również wojną rosyjsko-gruzińską w 2008 r. Już nieco dalej, poza oczywistym horyzontem porównawczym, usytuowana jest brutalna pacyfikacja Czeczenii, udział Rosji we wszystkich konfliktach sukcesyjnych na obszarze upadającego Związku Radzieckiego, a także interwencje czerwonego imperium w Czechosłowacji (1968) i na Węgrzech (1956).
Analogie i zbieżności są oczywiste, jeśli sięgniemy głębiej w historię – do wojny fińsko-radzieckiej z lat 1939–40. Zarówno w roku 1939, jak i w 2022 rosyjskie mocarstwo – niezależnie od różnic formy polityczno-ustrojowej – działało w zasadzie w taki sam sposób. W obu przypadkach pod nieprawdziwym pretekstem najechano sąsiednie suwerenne państwa, które wybiły się na niepodległość, wykorzystując w pierwszym przypadku kryzys i załamanie imperium carskiego, a w drugim rozpad imperium czerwonego. Wnioski wynikające z owej analogii są wyjątkowo niepokojące, by nie powiedzieć trwożące. Rosyjskie myślenie państwowe nie akceptuje samostanowienia obszarów raz podbitych i wchłoniętych w przeszłości. Muszą one pozostawać w zależności od Moskwy, bądź bezpośredniej (terytorialnej i politycznej), bądź pośredniej, tworząc bliżej niezdefiniowaną strefę wpływów. Co więcej, stalinowskie doświadczenie lat 1939–41, w znacznym stopniu sprowadzone do zwulgaryzowanej wizji geograficznych uwarunkowań historii i polityki, utwierdziło elitę władzy w przekonaniu, że odzyskiwanie „ziem utraconych” (wschodnia Rzeczpospolita, Finlandia, Litwa, Łotwa, Estonia, Besarabia) to dziejowa konieczność dyktowana nadrzędną potrzebą bezpieczeństwa.