Sto lat temu, w Wielką Sobotę 16 kwietnia 1922 r., Niemcy i Rosja radziecka zawarły w Rapallo układ, który w potocznej wersji dziejów jest dowodem linii ciągłej od pierwszego rozbioru Polski 250 lat temu po „diabelski pakt” Hitlera ze Stalinem w 1939 r. i – jak twierdzą niektórzy – bałtycką rurę Gerharda Schrödera i Władimira Putina z 2005 r. oraz jej drugą nitkę z czasów Angeli Merkel.
Czego chciała Rosja, a czego Niemcy
Oto film wydarzeń z Wielkiego Tygodnia 1922: w czasie światowej konferencji gospodarczej w Genui (10 kwietnia–19 maja), gdzie zebrało się ok. 1,6 tys. przedstawicieli 29 państw, miano uzgodnić sposoby przywracania normalności w Europie na warunkach uzgodnionych w podpisanym w 1919 r. z Niemcami traktacie wersalskim oraz – trzeba dodać – w polsko-sowieckim traktacie ryskim z 1921 r.
Dla Moskwy najważniejsze było pełne międzynarodowe uznanie bolszewickiego państwa, pozyskanie pomocy Zachodu w odbudowie zniszczonego kraju, a także regulacja stosunków dwustronnych z Niemcami, które w strategii Lenina miały kluczowe znaczenie. Bolszewickie państwo – nazwa ZSRR powstała dopiero w grudniu 1922 – było na rozdrożu. Przegrana w 1920 r. wojna z Polską przekreśliła szansę na rychłe przeniesienie rewolucji na bagnetach krasnoarmiejców do zachodniej Europy. Teraz na pierwszy plan wysuwało się umocnienie władzy i odbudowa kraju. Niemniej Moskwa – jako siedziba Kominternu – nadal uważała się za serce, mózg i długie ręce światowej rewolucji.
Z kolei Niemcom zależało przede wszystkim na rozluźnieniu garoty reparacji wojennych nałożonych na Republikę Weimarską w Wersalu. W Berlinie także ścierały się dwie tendencje. Oburzenie z powodu przyznania Polsce w 1921 r. przez ententę części Górnego Śląska wzmocniło „opcję wschodnią” – zwrócenia się zgodnie z tradycją Bismarcka ku Rosji – której reprezentantem był kanclerz Joseph Wirth. Rzecznikiem opcji zachodniej – rewizji poprzez współpracę – był minister spraw zagranicznych Walther Rathenau, wybitny przemysłowiec i intelektualista, twórca koncernu elektrotechnicznego AEG, zwolennik „kapitalizmu socjalnego”.
Rathenau miał wygrywać tarcia między twardym stanowiskiem Francuzów z premierem Raymondem Poincaré dążącym do maksymalnego osłabienia Niemiec a Anglikami z premierem Davidem Lloydem George′em, zwolennikiem przyciągania Niemców do Zachodu, poprzez łagodzenie warunków spłat reparacji oraz włączenie Niemiec do międzynarodowego konsorcjum gospodarczej pomocy porewolucyjnej Rosji. W lutym kanclerz powiadomił swego ministra o tajnych rozmowach wojskowych z radzieckimi towarzyszami, ale zdawkowo, by szczegóły nie kłopotały Rathenaua w kontaktach z ententą.
Czytaj też: Od kaisera do Führera
Konferencja w Genui
Wiosną 1922 r. bardziej Moskwie niż Berlinowi zależało na dwustronnym porozumieniu. W kwietniu sowiecka delegacja w drodze do Genui zatrzymała się na cztery dni w Berlinie, wyciągając z teczki projekt traktatu. Wprawdzie ludowy komisarz spraw zagranicznych Gieorgij Cziczerin i Rathenau komplementowali się nawzajem, ale Niemcy nie chcieli irytować ententy, a i Cziczerin nie nalegał, obawiając się, że kompromis z Niemcami w kwestiach gospodarczych osłabi jego pozycje przetargowe z Zachodem. Niemniej umówiono się na ciąg dalszy w Genui.
Tam już drugiego dnia obrad, 11 kwietnia, na wokandzie stanęły najbardziej drażliwe kwestie. Radzieccy delegaci odmówili przejęcia carskich długów przez rewolucyjną Rosję. A występując o międzynarodową pomoc w obudowie zniszczonego kraju, obawiali się ponownego „zawłaszczenia” go przez kapitalistyczny Zachód.
Natomiast Francuzi z miejsca zablokowali dyskusję nad rozluźnieniem ustalonych w Wersalu reparacji wojennych ze strony Niemiec. A Brytyjczycy, mając na uwadze trudną sytuację gospodarczą u siebie, chcieli także Niemcy wciągnąć do międzynarodowego konsorcjum odpowiedzialnego za odbudowę Rosji. Kuszono Cziczerina prawem Rosji do niemieckich reparacji na mocy art. 116 traktatu wersalskiego, Ale pomijano milczeniem niemieckie roszczenia do skonfiskowanego przez bolszewików niemieckiego mienia.
Gorączkowe rozmowy
12 kwietnia Brytyjczycy przed rozmowami ententy w sprawie konsorcjum na rzecz Rosji co prawda spotkali się z Niemcami, ale ani Wirth, ani Rathenau, ani Lloyd George nie byli obecni.
I już 13 kwietnia gruchnęły plotki, że mocarstwa zachodnie – bez udziału Niemców – spotkały się z przedstawicielami Rosji radzieckiej w willi delegacji brytyjskiej, by wynegocjować z nimi traktat. Po czym zaskoczeni Niemcy gorączkowo, ale daremnie starali się nawiązać kontakt z Lloydem George′em, by jednak także ich włączono do negocjacji.
14 kwietnia sekretarz włoskiego ministra doniósł Niemcom, że w traktacie z Rosją utrzymany zostanie art. 116, na co Rathenau zagroził zawarciem odrębnego traktatu niemiecko-radzieckiego i zlecił swemu zastępcy, sekretarzowi stanu Ago von Maltzahnowi, nawiązanie kontaktu z Sowietami.
15 kwietnia Ago von Maltzahn – od dawna orędownik „opcji wschodniej” – powiadomił członków delegacji Rosji i Ukrainy, Adolfa Joffego i Chrystiana Rakowskiego, że Niemcy są gotowi im pomóc, jeśli Cziczerin zrezygnuje z art. 116 i przyzna Niemcom uprzywilejowaną pozycję w odbudowie kraju. W czasie ich rozmowy Maltzahn zorientował się, że negocjacje z mocarstwami zachodnimi wcale nie są aż tak zaawansowane, jak się wydawało, co zataił przed swym ministrem, który wciąż miał nadzieję na włączenie Niemców do towarzystwa w brytyjskiej rezydencji. Wieczorem powróciły – fałszywe – plotki o rychłym porozumieniu Zachodu z Sowietami. Toteż o godz. 23:30 Maltzahn na polecenie Rathenaua zadzwonił do rezydencji radzieckich w Rapallo. Czekając na telefon od Cziczerina, Niemcy odbyli swą osławioną „konferencję w piżamach”.
Rosyjska herbata zamiast cup of tea
Joffe oddzwonił 16 kwietnia o godz. 1, a kwadrans później odezwał się Cziczerin. Umówiono się w południe w Rapallo i o godz. 1:30 Maltzahn wysłał do prezydenta Eberta i ministrów w Berlinie telegram, nie wchodząc w szczegóły „piżamowych” ustaleń.
Ok. godz. 16 Niemcy otrzymali od Lloyda George’a zaproszenie na cup of tea. Ale już było po herbacie z radzieckimi delegatami.
Kanclerz Wirth i minister Rathenau w południe spotkali się w Rapallo z Cziczerinem i o godz. 19 ministrowie podpisali traktat, w którym obie strony rezygnowały z odszkodowań wojennych i cywilnych i „od razu” przywracały stosunki dyplomatyczne. Przyjęto klauzule największego uprzywilejowania w gospodarce i deklarację wzajemnej dobrej woli wobec partnera, co miało rozwiać obawy Moskwy przed „kapitalistycznymi wyzyskiwaczami”. Traktat otwierał niemieckim firmom drzwi do bolszewickiej Rosji, ale też nie zamykał Niemcom drogi do zachodniego konsorcjum mającego wspierać odbudowę Rosji i Ukrainy.
Kanclerz Wirth, wracając wieczorem 16 kwietnia z Rapallo do Genui, miał z pewnością na uwadze przyszłe porozumienie wojskowe z Rosją. Natomiast Rathenau zastanawiał się nad tym, co będzie jutro w Genui. Miał nadzieję, że do zderzenia dojdzie jedynie z Francją, bo Lloyd George i Włochy poprą uczestnictwo Niemców w zachodnim konsorcjum mającym wspierać odbudowę zniszczeń w Rosji.
Pomylił się. 18 kwietnia delegacje francuska, brytyjska, belgijska, włoska, czechosłowacka, polska, jugosłowiańska, rumuńska i japońska wystąpiły z wnioskiem o wykluczenie Niemców z konferencji. Na co Niemcy odpowiedzieli, że nie mieli innego wyjścia. Ale pozwolono im pozostać w Genui, gdzie nadal omawiano kwestie finansowe.
Para pariasów
W Polsce Rapallo przyjęto z oburzeniem. W Niemczech – z mieszanymi uczuciami. Prezydent Rzeszy Friedrich Ebert, przeciwny huśtawce Niemiec między Wschodem i Zachodem, w pierwszym odruchu zażądał dymisji Rathenaua. Socjaldemokratyczna SPD była w ocenie traktatu podzielona, komunistyczna KPD – entuzjastyczna. Partie mieszczańskie wspierały Rapallo, ale konserwatywne oburzały się na ugodę „z bolszewistami”.
Rathenau starał się ratować sytuację. Mówił o kolejnych takich traktatach – także z Polską. Jednak rychło ruszyła przeciwko niemu antysemicka lawina. Pod koniec kwietnia 22 posłów partii konserwatywno-narodowych wystąpiło w Reichstagu z interpelacją, jak to możliwe, że 33 proc. niemieckiej delegacji to Żydzi, podczas gdy w społeczeństwie stanowią jedynie 2 proc. 24 czerwca prawicowi bojówkarze zastrzelili ministra jadącego do Reichstagu w otwartym kabriolecie.
Gdy bojówkarze organizacji Consul strzelali do ministra, trwały tajne rozmowy o współpracy wojskowej Reichswehry i Armii Czerwonej. Ułatwiły je ustalone w Rapallo ramy gospodarczej współpracy z Rosją. Niemieccy inżynierowie mieli pomagać w rozbudowie nowoczesnego przemysłu zbrojeniowego na terytorium sowieckiej Rosji i Ukrainy, a niemieccy lotnicy i pancerniacy mogli do woli korzystać z radzieckich poligonów, szkoląc wbrew traktatowi wersalskiemu nowe roczniki przyszłych oficerów.
Porozumienie podpisano w lipcu. Dwaj „pariasi” wersalskiego ładu sprzymierzyli się na rzecz jego rewizji. Z perspektywy czasu łatwo mówić, że w Rapallo położone zostały podwaliny pod „diabelski pakt” Hitlera ze Stalinem, ale historia nigdy nie toczy się wzdłuż prostych linii, zwykle jest pełna przypadkowych zwrotów i zaprzepaszczonych możliwości. Także Rapallo ma pokrętną przeszłość i przyszłość.
Historyk Gerd Koenen wpisuje Rapallo w psychopatologiczny „rosyjski kompleks” niemieckiej mentalności politycznej na początku XX w. Składała się nań plątanina poczucia niższości i wyższości, wzajemnych lęków i fascynacji dwóch cesarstw: wilhelmińskiej Rzeszy i carstwa Romanowów. W chwili wybuchu I wojny wielu czołowych niemieckich intelektualistów za głównego wroga uważało republikańską Francję oraz „perfidny Albion”. Gardzono zacofaniem Rosji, ale dla niejednego konserwatysty, jak Tomasz Mann, „istota niemieckości” (deutsches Wesen) współgrała z szeroką „rosyjską duszą” (russische Seele). Z kolei na socjaldemokratycznej lewicy z sympatią wpatrywano się w ducha rosyjskiej rewolucji 1905 r.
Sojusz niemieckiego sztabu z bolszewikami
Gdy w lutym 1917 r. pod wpływem porażek na froncie i głodu w kraju wybuchła w Petersburgu rewolucja i car Mikołaj II abdykował, doszło do paradnego sojuszu grupy bolszewickich emigrantów wokół Lenina i niemieckiego sztabu generalnego. 9 kwietnia Niemcy w „zaplombowanym wagonie” przerzucili ze Szwajcarii do Finlandii i zaopatrzyli w pieniądze rosyjskich rewolucjonistów, których celem było przejęcie władzy w zrewoltowanej Rosji i natychmiastowe wyprowadzenie kraju z wojny.
Jednym z towarzyszy podróży Lenina był Karol Radek, błyskotliwy i irytujący zawodowy rewolucjonista – urodzony we Lwowie „austriacki dezerter”, niegdysiejszy konkurent Róży Luksemburg w Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL). Po październikowym zwycięstwie bolszewików w Petersburgu Radek jako ekspert Lenina od spraw niemieckich będzie w styczniu 1918 r. towarzyszył Trockiemu w czasie rozmów w Brześciu Litewskim z Niemcami. W noc sylwestrową 1918/1919 będzie w Berlinie współtwórcą KPD. A po aresztowaniu w lutym 1919 za bolszewicką propagandę i podżeganie do zgniecionej właśnie przez niemiecką soldateskę rewolucji „Spartakusa” zamieni celę w berlińskim Moabicie w salon polityczny. Za przepustką sztabu generalnego Reichswehry będzie w mieszkaniu dyrektora więzienia rozmawiać nie tylko z towarzyszami partyjnymi, ale i znamienitymi publicystami, politykami i przemysłowcami – jak choćby Walther Rathenau – a także sztabowcami.
To dzięki nim w grudniu 1918 r. zamieniono Radkowi Moabit na areszt domowy, gdzie pisał aktualne broszury i nadal przyjmował interesantów. W styczniu 1920 wyjechał przez Polskę (jak twierdził, z glejtem od Piłsudskiego) do Rosji, gdzie zajął się organizowaniem Kominternu. W styczniu 1922 r. będzie w Berlinie przy rozmowach Cziczerina z Rathenauem. Do Rapallo nie pojedzie. Ale będzie tam jego rozmówca z Moabitu Ago von Maltzahn. Toteż rację ma amerykański biograf Lenina Louis Fischer, pisząc, że „traktat z Rapallo i więzi między rządem radzieckim i armią niemiecką zyskały pierwszy swój zarys w celi więziennej i w pokoju gościnnym jednego z przyjaciół Ludendorffa. (…) W metamorfozie niemieckiej misji Radka kryła się ta niewypowiedziana jeszcze przemiana, której system radziecki miał dopiero dokonać”.
To istotna uwaga. Choć – jak wynika choćby z przytoczonego kalendarium – do Rapallo mogło nie dojść, to traktat dwustronny i tak byłby zawarty, a także tajne porozumienie wojskowe. Z tym że obie strony grały znaczonymi kartami.
Rapallo nie oznaczało odżegnania się Moskwy od „światowej rewolucji”, a Berlina – od zwalczania „wywrotowców” z prawa i lewa. Ten sam Radek będzie jesienią 1923 r. – pod wrażeniem niemieckiego oporu wobec okupacji Zagłębia Ruhry przez ententę – przygotowywać w Niemczech komunistyczne powstanie w Saksonii, Turyngii i Hamburgu, stawiając na współpracę KPD z nacjonalistami w imię „narodowego bolszewizmu”. „Niemiecki październik” złamie się pod kulami policji tak samo jak miesiąc później monachijski pucz Hitlera. Dopiero po śmierci Lenina w 1924 r. i przegranej Trockiego w walce o władzę ze Stalinem Moskwa przestanie nalegać na kolejne próby rewolucji komunistycznej w Niemczech, nastawiając KPD na długofalowe kwestionowanie weimarskiego ładu – w 1931 r. nawet poprzez wspólne strajki ze znienawidzonymi zwykle nazistami z NSDAP.
Naziści już tego nie potrzebowali
Paradoksalnie „duch Rapallo” najskuteczniejszy okazał się w sprawach wojskowych, których w Rapallo nie omawiano. Natomiast „Rapallo cywilne” Berlin wkrótce próbował zatrzeć wyrazistszą orientacją zachodnią – przyjmując plany Dewesa z 1924 r. i Younga z 1929 (od nazwisk proponujących je amerykańskich polityków), a także uznając w 1925 r. w Locarno granicę zachodnią, a więc straty terytorialne na rzecz Francji i Belgii. Ministrowie spraw zagranicznych Francji Aristide Briand i Niemiec Gustav Stresemann otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla w tym samym roku, w którym w niemieckiej szkole lotniczej pod Woroneżem zaczęto testować nowe maszyny, w Kazaniu czołgi, a w Saratowie gazy bojowe, co zresztą wyszło na jaw, stawiając prozachodni rząd niemiecki w kłopotliwej sytuacji. Podczas gdy Moskwa zabiegała o podtrzymanie „ducha Rapallo”, kwestia „wschodniego Locarno” – niemieckiej granicy z Polską – pozostawała otwarta. Ta groźna sytuacja była dla Piłsudskiego jednym z powodów przewrotu majowego.
Na początku lat 30. Berlin nawet już się krył ze współpracą wojskową z ZSRR, mówiąc, że nie wnika w to, co robią zdemobilizowani oficerowie. A w 1932 r. cała sprawa przestała być aktualna, ponieważ Niemcy na konferencji w Genewie odzyskały równouprawnienie w kwestiach militarnych. I już oficjalnie mogły przenieść zbrojenia i ćwiczenia do siebie.
Toteż Hitler – podkreśla badacz współpracy Reichswehry z Armią Czerwoną Manfred Zeidler – po przejęciu władzy w 1933 r. nie miał powodu do pielęgnowania „ducha Rapallo”. Dla hitlerowskiej propagandy Sowieci nie byli partnerami, lecz „podludźmi”, a marksizm „światopoglądem żydowskim”. Stąd „diabelski pakt” z sierpnia 1939 r. miał dla obu kontrahentów znaczenie wyłącznie taktycznie zaborcze. Zadeklarowanym celem Hitlera było zdobycie – z Polską jako wasalem lub po jej trupie – „przestrzeni życiowej” do Uralu, a Stalina – zdobycie bazy wypadowej do ewentualnej ofensywy na Zachód.
Żadnego znaczenia nie miały też podszepty po najeździe III Rzeszy na ZSRR w 1941 r. – najpierw w Moskwie, a po Stalingradzie w Berlinie – na rzecz zawarcia odrębnego pokoju. Co prawda były poufne kontakty poprzez ambasady w Sztokholmie. Ale najpierw nie był nimi zainteresowany Hitler, a potem Stalin. Aby zapobiec takim pokusom, Winston Churchill, Franklin Roosevelt i Stalin przyjęli w 1943 r. zasadę, że celem wojny jest bezwarunkowa kapitulacja III Rzeszy.
Jak dobić „ducha Rapallo”?
Po wojnie „duch Rapallo” był galwanizowany kilkakrotnie. W NRD był przywoływany wraz z duchem „prusko-rosyjskiego braterstwa broni” przeciwko Napoleonowi w 1813 r., a w Republice Federalnej – przy szkicowaniu nowej Ostpolitik lat 60. To porównanie ucichło, gdy się przekonano, że choć klucz do niej leży w Moskwie, to jej sercem jest uznanie granicy polsko-niemieckiej na Odrze i Nysie. A potem odżyło, gdy w związku ze stanem wojennym w Polsce czołowi socjaldemokraci głosili, że pokój w Europie to sprawa ważniejsza niż wolność Polski.
Odwołania do Rapallo powróciły po zjednoczeniu Niemiec: nie tyle w czasie pikników kanclerza Helmuta Kohla z sekretarzem Michaiłem Gorbaczowem, ile pod wpływem sporów o rurę bałtycką Putina i Schrödera z 2005 r. Marshall I. Goldman w książce „Państwo naftowe. Putin, Mocarstwo, Nowa Rosja” (2010) mówi wręcz o polskim „kompleksie Rapallo”. Lecz to nie tylko kompleks, jeśli wyliczyć, ile ze swych gigantycznych dochodów za gaz i ropę Putin mógł przeznaczyć na politykę militarną. Tuż przed rosyjskim najazdem na Ukrainę francuski politolog Dominique Moïsi przerzucał stuletni most od Rapallo 1922 po najazd na Ukrainę 2022. A tygodnik „Die Zeit” nawet od pierwszego rozbioru Polski w 1772 r.
A jednak wygląda na to, że w Niemczech zaczyna się odwrót od ducha Rapallo. Prezydent Frank-Walter Steinmeier – w latach zerowych bliski współpracownik Schrödera i entuzjasta rury bałtyckiej w nadziei na „zmiany poprzez powiązania” gospodarcze i społeczne z Rosją – przyznał, że mylił się w ocenie Putina. Co prawda został „wyproszony” ze wspólnej wizyty w Kijowie z prezydentami Polski, Litwy, Łotwy i Estonii. Ale ten policzek wobec Niemców z powodu wieloletniego wygodnictwa niemieckiej polityki został szybko uznany za gruby błąd. W przededniu decydującej bitwy o Donieck afront wobec najsilniejszego państwa w UE nie jest w interesie Ukrainy. Tym bardziej że w Niemczech narasta świadomość strategicznego błędu, jakim było uzależnienie kraju od rosyjskiej energetyki. „Ducha Rapallo” można przebić osinowym kołkiem tylko razem z Niemcami, a nie wbrew nim.