Reportaż z piekła
„Rozmowy z katem”: reportaż z piekła. To wciąż wstrząsająca lektura. Łatwo się zaczadzić ideologią
Kiedy po 11 latach odsiadki Kazimierz Moczarski wyszedł na wolność w 1956 r., odtworzył swoje rozmowy z Jürgenem Stroopem, zbrodniarzem, z którym dzielił celę więzienia na warszawskim Mokotowie. Ich reporterski zapis udało mu się opublikować dopiero po wielu zabiegach w latach 70. Przedtem jednak spotkał się w redakcji „Polityki” z Marianem Turskim. Redaktor działu historycznego tygodnika, Żyd ocalały z Holokaustu, wiedział, jaki ciężar gatunkowy mają więzienne opowieści kata warszawskiego getta. Wspólne przeglądanie notatek zaowocowało publikacją w czerwcu 1968 r. fragmentu wspomnień Moczarskiego z tytułem zaproponowanym przez Turskiego.
Wydrukowane wiele lat później w całości „Rozmowy z katem” są jedną z najważniejszych książek, jakie wyszły w PRL.
Miejsce: więzienie
Wchodzę do celi, w której Kazimierz Moczarski siedział z Jürgenem von Stroopem – nr 11 w Pawilonie XI więzienia na warszawskim Mokotowie. Wiem, że miała 400 cm długości i ok. 135 cm szerokości. Klaustrofobiczna klitka. Trudno to sobie wyobrazić, bo później wyburzono ściany dzielące ją z dwiema innymi i stworzono celę bardziej „dla ludzi”. Wydzielono toaletę, bo po wojnie więźniowie korzystali z kubła, do którego załatwiali się na oczach innych.
Pracownicy muzeum, które powstało w dawnym więzieniu przy ul. Rakowieckiej, odsłonili w kilku miejscach kolejne pokłady farby. Na przełomie lat 1945 i 1946 na Rakowieckiej wybuchła epidemia tyfusu, prawdopodobnie wówczas odmalowano mury na kolor brudnozielony. Ze ściany po jednej stronie zwisała rozkładana jednoosobowa prycza, na drugiej przymocowano miniaturowy stolik, który można było złożyć.