Pogłoski o tym, że w KC PZPR rozważana jest możliwość rozwiązania niektórych wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego, pojawiły się w środowisku akademickim na początku trzeciej dekady marca 1968 r. Pamiętam, że zastanawialiśmy się (Henryk Samsonowicz, wówczas prodziekan Wydziału Historii, Juliusz Łukasiewicz, wówczas I sekretarz Oddziałowej Organizacji Partyjnej, i ja, wówczas członek Komitetu Uczelnianego PZPR) nad ich realnością. Doszliśmy do wniosku, że władze nie zdecydują się na tak drastyczne represje i nie ma co zawracać sobie tym głowy.
Sprawa nie dawała nam jednak spokoju i różnymi drogami staraliśmy się zweryfikować uporczywie powtarzające się pogłoski. Wyniki okazały się jak najgorsze. Nabraliśmy pewności, że decyzja polityczna została już podjęta i trwają tylko dyskusje, jakich dotyczyć ma wydziałów i jak technicznie ma być zrealizowana.
Ustaliliśmy m.in., że wojsko dostało polecenie przygotowania się do natychmiastowego wcielenia do armii studentów z rozwiązanych wydziałów. Byliśmy przerażeni. Informacje o sposobach ponownego przyjmowania młodzieży na rozwiązane wydziały były enigmatyczne, podobnie jak o przyszłych losach wykładowców.
Nie mieliśmy wątpliwości, że nasz Wydział, a w każdym razie Instytut Historyczny, znajdzie się wśród przewidzianych do rozwiązania. To stąd przecież wywodzili się Jacek Kuroń, Karol Modzelewski i Adam Michnik. To tutaj, w Instytucie Historycznym, odbyło się w dziesiątą rocznicę Października ’56 głośne spotkanie z Leszkiem Kołakowskim i Krzysztofem Pomianem, które rozwścieczyło Władysława Gomułkę, to tutaj też silne były wpływy tzw. komandosów, którym jawnie sprzyjała część wykładowców.
Bardzo nie lubili Instytutu Historycznego uniwersyteccy „marcowcy”.