Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Klasyki Polityki

Przepis na katastrofę

„Costa Concordia”. Przepis na katastrofę

Wrak Costy Concordii, spoczywający na mieliźnie u wejścia do portu w Giglio, przypomina, że linie wycieczkowe najwyraźniej zatraciły poczucie odpowiedzialności. Wrak Costy Concordii, spoczywający na mieliźnie u wejścia do portu w Giglio, przypomina, że linie wycieczkowe najwyraźniej zatraciły poczucie odpowiedzialności. Italian Guardia de Finanza/ABACAPRESS.COM / East News
Po wypadku „Costy Concordii” beztroska na morzu zapewne się skończy.
Concordią podróżowało 4,2 tys. osób, utonęły lub zaginęły 33.Jean-Claude Delmas/ABACAPRESS.COM/East News Concordią podróżowało 4,2 tys. osób, utonęły lub zaginęły 33.

Prędzej czy później musiało dojść do podobnej katastrofy, przecież wielkie wycieczkowce wielokrotnie przepływały niebezpiecznie blisko brzegu włoskiej wyspy Giglio. Podpływały, ku uciesze pasażerów nieświadomych zagrożenia i podziwiających panoramę malowniczego portu tak blisko, że maleńkie domki wydawały się na wyciągnięcie ręki. Włoscy prokuratorzy są już pewni, że z podobnie błahych przyczyn 51-letni kapitan Francesco Schettino skierował „Costę Concordię” na podmorskie skały, które 13 stycznia o 21.30 rozpruły 292-metrowy kadłub i podtopiły reputację biznesu, od kilku dekad mozolnie budującego renomę spokojnych wakacji na morzu.

Dla branży spektakularna katastrofa „Concordii” jest gorsza niż zatonięcie „Titanica”. Zderzenie z górą lodową sprzed stu lat nie odstraszyło przed podróżowaniem transatlantykami, po wypadku doszło do pierwszego poważnego zaostrzenia reguł żeglugi i znacznej poprawy bezpieczeństwa. Teraz wrak „Concordii”, spoczywający na mieliźnie u wejścia do portu w Giglio, przypomina, że linie wycieczkowe najwyraźniej zatraciły poczucie odpowiedzialności.

O procederze ryzykownego zbliżania się do Giglio wiedzieli wszyscy, od armatorów i kapitanów, przez marynarzy, kapitanaty portów, po służby nadzoru. Costa Crociere na czele wartego ponad 2 mld zł statku, przewożącego 4,2 tys. osób, postawiła byłego specjalistę od bezpieczeństwa na morzu (!), którego w momencie próby – tak jak conradowskiego Lorda Jima – zupełnie sparaliżował strach.

Polityka 04.2012 (2843) z dnia 25.01.2012; Coś z życia; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Przepis na katastrofę"
Reklama