Włosy po włosku
Włosy po włosku. Włochy stają się krajem ufarbowanych facetów
Jeśli wszyscy ci, którzy głosowali na Berlusconiego, zechcą za jego przykładem ufarbować sobie włosy, to mogę być spokojny o swoją przyszłość – żartuje Francesco, właściciel zakładu fryzjerskiego dla mężczyzn w centrum Rzymu. Przyznaje, że nigdy nie spodziewał się tak wielkiego boomu na farby wśród panów powyżej pięćdziesiątki. Od polityka do sklepikarza; każdy dzięki farbie próbuje oszukać metrykę. – Włochy są krajem ufarbowanych facetów. Na pewno jesteśmy w światowej czołówce – mówi rozbawiony Francesco, dumny ze swych loków w kolorze blond.
Na ogół jednak nie o takie karkołomne eksperymenty chodzi klientom zakładów fryzjerskich. Najczęściej proszą o uratowanie naturalnego koloru, byle tylko pozbyć się siwizny. Furorę robi naturalna czerń, na którą decydują się nawet siedemdziesięciolatkowie. Sztuką jest oczywiście, by zrobić to tak, by nikt się nie domyślił. Moda ta na tyle spowszedniała, że nie wywołuje już takiej sensacji jak jeszcze niedawno. Ryzyko narażenia się na śmieszność jest coraz mniejsze. Drwi się już właściwie tylko z tych nieszczęśników, którym ta operacja niezbyt się udała. Takie „ofiary przemysłu chemicznego” można niestety często spotkać. Także kobiety oswoiły się najwyraźniej z faktem, że ich monopol na kolorystyczne doświadczenia został przełamany.
Od mahoniu po marchewkę
Prekursorami lawinowo rozpowszechniającej się mody byli telewizyjni prezenterzy, którzy – jak czasem się wydaje – w ogóle się nie starzeją. Jednym z pierwszych odważnych był uwielbiany przez telewidzów, obecnie 78-letni, gwiazdor quizów Mike Bongiorno, o którego rzemiośle pisał zresztą Umberto Eco.