„Nigdy nie interesowałem się dziejami chrześcijaństwa. Słyszałem wprawdzie o wniebowstąpieniu Jezusa, ale nie miałem pojęcia, że Pan Bóg i jego syn mieli krewnych na ziemi” – zeznawał do protokołu.
Jeśli przyjąć tę wersję za prawdziwą, to sarkofag z aramejskim napisem „Jakub, syn Józefa, brat Jehoszuy” nigdy nie wzbudziłby światowej kontrowersji, gdyby nie przypadkowa wizyta profesora André Lemaire’a w mieszkaniu pana Golana. Lemaire, kierownik Katedry Filologii Hebrajskiej i Aramejskiej na Sorbonie, przyjechał do Izraela na serię publicznych wykładów. Oded Golan zaprosił go do domu, aby pochwalić się swoim zbiorem. Gość z Francji zainteresował się przede wszystkim kamienną trumienką.
Dwa tysiące lat temu w trumnach tego rodzaju chowano kości zmarłych. W Izraelu i na terenie Autonomii Palestyńskiej znaleziono ich setki; nie przedstawiają wielkiej wartości archeologicznej, a ceny rynkowe wahają się w granicach od dwustu do pięciuset dolarów. Ale napis na sarkofagu z kolekcji Odeda Golana różnił się od wszystkich dotychczas znanych. Na początku naszej ery powszechne były inskrypcje podające imię zmarłego oraz imię jego ojca. Nigdy nie ryto w kamieniu imienia trzeciej osoby – chyba że była fundatorem ceremonii pogrzebowej lub osobą niezwykle sławną. Jezus był taką postacią.
Po starannych badaniach profesor Lemaire doszedł do przekonania, że ma przed sobą jak najbardziej autentyczne wykopalisko, stanowiące pierwszy namacalny dowód istnienia Chrystusowej rodziny.
Po ukrzyżowaniu Jezusa Jakub stał na czele małej judeochrześcijańskiej gminy w Jerozolimie.