Była to rzeźba manifestacyjnie polityczna: młody Dawid, przyszły król Izraela, zabił z procy olbrzyma Goliata, przedstawiał więc nie tylko siłę młodości, ale również siłę i niezależność Florencji od tyranii. Nowe włoskie miasta-republiki chętnie zamawiały takie pomniki, silnie więc rozwijała się sztuka publiczna.
Florencja, ten cud nieba, architektury i fresków, była – o czym historycy sztuki z natury rzeczy rozprawiają mniej – miejscem politycznych gwałtów. Powstanie ludowe obaliło właśnie Medyceuszów, do władzy doszedł Savonarola, przyjaciel ludu, żarliwy asceta, którego rządy nazywają nocą. Spalono go na Piazza della Signoria, gdzie kilka lat później miał stanąć Dawid. By przywrócić stabilność miastu, pomyślano o stałym, a nie obieralnym, gonfaloniere (burmistrzu, dosłownie: chorążym).
Dawid na placu
Gonfaloniere został Piero Soderini i na wieść o tym do Florencji zaczęli z powrotem ściągać artyści, wśród nich Leonardo da Vinci (1452–1519), a zaraz po nim – Michał Anioł (1474–1564), a znów po nim – Rafael (1483–1520). „Piękno Toskanii wprowadzało harmonię do dusz ludzkich” – pisze Irving Stone, ale w jeszcze większym stopniu źródłem piękna była rywalizacja artystów, ich podrażniona ambicja. Za freski do wielkiej sali Signorii Leonardo da Vinci miał dostać dziesięć tysięcy florenów, a Michał Anioł za Dawida – czterysta. Leonardo i Michał Anioł serdecznie się nie znosili, zresztą Buonarotti był nerwowy i histeryczny, Leopold Staff, który tłumaczył jego poezje, objaśnia to wieczną udręką jego duszy.