Obcy w mieście
Robotnicy w Chinach nie mają miesięcznej pensji. Pieniądze dostają po wzniesieniu nowego wieżowca
Na budowie w Chinach robotnicy nie mają miesięcznej pensji. Pieniądze wypłacane są po wzniesieniu nowego wieżowca. Potrzebujesz gotówki na lekarza lub na szkołę dla syna? Piszesz podanie do pracodawcy. On je rozpatruje. Pozytywnie lub nie. Wszelkie wydatki są potem odliczane. Szef odejmuje też pieniądze wydane na jedzenie dla robotników.
Wypłaty znikają często pomiędzy łańcuszkiem szefów i wtedy chłoporobotników nie stać nawet na coroczny bilet do domu. Jesienią 2004 r. weszło w życie prawo, które wyznacza kary za każdy dzień zwłoki w wypłacie należności. Teraz muszą nam zapłacić – cieszą się robotnicy maszerujący do pracy. Muszą albo i nie. Praw w Chinach jest wiele, a życie toczy się swoim torem. Nowe prawo dotyczy budowlańców na umowie o pracę, a wielu chłoporobotników nie ma pozwolenia na pracę w mieście. Dane Chińskiej Ogólnonarodowej Federacji Związków Zawodowych z 2001 r. mówią o 100 mld yuanów (ok. 12,5 mld dol.), które pracodawcy są winni 94 mln chłoporobotników. 70 proc. z tych pieniędzy należy się robotnikom budowlanym.
To właśnie chłopom pracującym na budowach, w fabrykach i restauracjach Chiny zawdzięczają błyskawiczny rozwój ekonomiczny. Dziesiątki milionów rolników ciągnie na wybrzeże i do stolicy, by tam znaleźć dobrobyt. W miastach czekają na śmiałków ciasne, rozpadające się domy bez ubikacji, bieżącej wody, prądu, a często nawet solidnej podłogi. Do tego praca od świtu do późnej nocy, bez dokumentów, na czarno, na budowie lub w służbie u bogatych. Ciągłe poniżenia ze strony miastowych, policji i rządu.
Na chińskiej wsi nie ma już koszmarnego głodu, który dziesiątkował całe osady za czasów rewolucji kulturalnej. W wielu prowincjach rolnicy mają prawo sprzedawać swoje produkty na wolnym rynku. Jednak zarabiają zbyt mało, by rozwijać gospodarstwa czy łożyć na edukację dzieci.