... i Brudny Harry
Potężny człowiek z kompleksami. Władimir Ruszajło jak Brudny Harry
Za oficjalną biografią urzędnika kryje się milicyjny thriller. Ale najpierw życiorys nomenklaturowy: Władimir Ruszajło urodził się w Tambowie w 1953 r., ukończył omską Wyższą Szkołę Milicji, rozpoczął służbę w organach spraw wewnętrznych. Prawdę mówiąc, cała jego kariera związana jest wyłącznie z milicją. Zrobiło się o nim głośno, gdy stanął na czele nowo utworzonego moskiewskiego Regionalnego Zarządu do Walki z Przestępczością Zorganizowaną (RUOP). Było to już po pierestrojce. Ruszajło nie znalazł jednak wspólnego języka z ówczesnym milicyjnym szefostwem i odszedł z MSW. Wrócił po dwóch latach, ale już jako wiceminister, a następnie minister spraw wewnętrznych. Władimir Putin powołał go na sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Zastąpił na tym stanowisku najbliższego prezydenckiego doradcę Siergieja Iwanowa, któremu powierzono kierowanie ministerstwem obrony.
Ojciec szabołowskich
A teraz prawdziwy thriller. Władimir Ruszajło nie jest zwykłym milicjantem. To milicjant nowej formacji, która zdobywała szlify w trudnych czasach walki państwa, zaszokowanego bezwzględnością nowego biznesu, z ogolonymi na łyso młodzieńcami i hersztami przekonanymi, że zmiany w społeczeństwie niezbędne są tylko po to, aby oni mogli się czuć komfortowo. Dziennikarze stworzyli wiele legend o odważnym i nieprzekupnym funkcjonariuszu Moskiewskiego Wydziału Kryminalnego (MUR) Władimirze Ruszajle, rekordziście pod względem wykrytych zbrodni, prawdziwym radzieckim detektywie bez strachu i skazy. Władza radziecka głosiła, że przestępczość to zjawisko zamierające, przestępcy zaś – przypadki odosobnione. Ruszajło już wtedy uparcie powtarzał, że przestępczość zorganizowana istnieje.
Ta jego stanowczość przydała się, gdy świat przestępczy faktycznie zaczął się organizować, próbując położyć łapę na całym nowym biznesie – najpierw na spółdzielcach, a później na przedsiębiorcach.