Zbyt późne przebudzenie
Żydzi w Niemczech w latach 30. Zbyt późne przebudzenie
Jak można było uwierzyć w zaplanowaną z premedytacją zbrodnię na całym narodzie, skoro byli to przecież sąsiedzi?
Luise Solmitz była Niemką, jej mąż Żydem, oficerem lotnictwa, bohatersko walczącym na frontach I wojny światowej. Znał się osobiście z marszałkiem Hermannem Göringiem. Jeszcze na kilka miesięcy przed przejęciem władzy przez Hitlera Luise Solmitz była entuzjastką narodowego socjalizmu. Nie straciła weń wiary i po mianowaniu Hitlera kanclerzem Rzeszy. Przez kilka pierwszych lat opiekuńczą rękę nad jej rodziną trzymał sam Göring. Ale i to nie pomogło. Już w 1935 r. jej córka – pół-Żydówka, musiała opuścić niemiecką szkołę. Szykana była bolesna, ale nie odebrała Luise Solmitz wiary w przyszłość. Jeszcze nie.
Z pół miliona niemieckich Żydów 12 tys. poległo na frontach pierwszej wojny światowej. Wielu z nich odznaczonych zostało Żelaznymi Krzyżami. Siostra trzech braci-bohaterów Cohen z Berlina napisała w lutym 1933 r. list do prezydenta Rzeszy Paula von Hindenburga skarżąc się w nim na rosnącą niechęć do Żydów, na publiczne nawoływania do pogromów i gwałtów. „Jesteśmy Żydami i spełniliśmy nasz obowiązek wobec ojczyzny” – pisała prosząc o ochronę przed zagrożeniem. Z kancelarii prezydenta otrzymała uspokajającą odpowiedź, a na jej liście przedłożonym Hitlerowi nowy kanclerz Rzeszy dopisał: „Uwagi te są po prostu szwindlem! Oczywiście nikt nigdy nie wzywał do pogromów!”.
Mogło się wydawać, że Hitler ma rację. Prezydium największej organizacji żydowskiej wydało 30 stycznia 1933 r. oświadczenie, w którym wzywało do zachowania spokoju. Choć wiadomo było, jaka partia doszła do władzy, dokument powoływał się na związki łączące Żydów z Niemcami. Żydzi wyrażali nadzieję, że brunatne koszule zostaną schowane do szaf, skoro partia osiągnęła już to, co chciała – władzę, a więc i odpowiedzialność za państwo.