Dziecko Anki rodzi się martwe, bo: w więziennym szpitalu akurat nie ma lekarza, położna nie zwraca uwagi na słabnące tętno płodu i na krzyki matki, strażnik nie umie zorganizować konwoju do szpitala, karetka za długo czeka na pozwolenie zabrania Anki.
Wtedy.
W 1996 r. sąsiadki pani Łucji z ulicy Przepięknej w mieście A. dzwonią do jednego z jej synów i proszą, żeby przyszedł, bo z matką dzieje się coś dziwnego. Łucja nie zasłania na noc okien, nie wyjmuje wetkniętej w drzwi kartki z gazowni, nie słychać gwizdania jej czajnika. Syn przychodzi, drzwi mieszkania są otwarte, potem wychodzi przed blok na papierosa. Matka nie żyje – mówi sąsiadkom – ale to raczej nie jest zwykła śmierć. Łucja umiera od ciosów zadanych nożem w szyję.
Polityka
3.2006
(2538) z dnia 21.01.2006;
Społeczeństwo;
s. 83