Czerwony Kapturek w czarnej spódnicy
Zofia zawsze bała się piątków. Zabili ją w piątek
Kiedy Zofia wyszła za mąż, przeniosła się stąd do Starachowic, rzut beretem. Ale wróciła razem z emeryturą do domu pod lasem, bo tu jej było najlepiej na świecie. Ludzie z pokolenia Zofii pracowali na państwowych etatach, nie znali szarej strefy i zdążyli dorobić się emerytur.
W fabryce produkującej ciężarówki Star Zofia przerzucała codziennie kilka ton, które zmarnowały jej kręgosłup. Do tego doszła astma. Ale się trzymała. Chodziła do lekarzy i robiła badania. Jej sześcioro dorosłych dzieci umarło, wszystkie na wylewy, troje jedno po drugim, w tym samym roku. Jedyna żyjąca córka mówi, że Zofia bardzo chciała jeszcze pożyć. Im była starsza, tym więcej, im było więcej śmierci w jej życiu – tym bardziej. Córka co jakiś czas przyjeżdżała do niej z Kozienic; tam mieszkała z mężem i dzieckiem. Kiedy była ostatnim razem, matka powiedziała, że coś się złego stanie. Nie wie co, ale wydarzy się na pewno. Może wylew. Byle nie wylew.
W czwartek miały jechać do księdza zamówić miejsce na cmentarzu. Zofia obiecała koleżance z młodości, że zadba o jej grób. Koleżanka walczyła w partyzantce, nie miała nikogo z bliskich, a w każdym razie nikogo, kto by zadbał. W czwartek miały się z córką wybrać. Nigdy w życiu w piątek. Zofia zawsze bała się piątków. Zabili ją w piątek.
Kino akcji
Córka zobaczyła Zofię we śnie. Chodź, powiedziała matka, pokażę ci drogę, którą do mnie szli. I pokazała, że idą obrzeżami miasteczka, tak, żeby nikt ich nie widział, o zmroku, ale jeszcze nie nocą, bo co by pomyśleli rodzice, że ich nocą w domu nie ma.