Zdarzyło się na gościńcu do Damaszku, latem roku 38 naszej ery, już po ukrzyżowaniu Jezusa. Tą drogą podążał, wraz z jedną z wielu karawan, 30-letni żyd Saul (Szaweł) z Tarsu. Był dobrze wykształconym rabinem i srogim prześladowcą żydów (żydów w sensie religijnym, nie etnicznym), którzy uwierzyli, że Jezus z Nazaretu jest Mesjaszem. Szaweł miał zapewne 19 lat, kiedy Jezus zaczął przemawiać w synagogach, i 22, gdy Jezus został ukrzyżowany. Szaweł wiedział, że w Damaszku jest gromada takich jezusowych żydów, odstępców od prawowiernej religii, którą on wyznawał i której bronił. Może chciał zrobić z nimi porządek. Był już niedaleko od miasta. W powietrzu pachniało od róż i jaśminów w podmiejskich ogrodach.
Nagle Saul z Tarsu ujrzał snop światła. W blasku, który go otoczył, zobaczył Jezusa. Szaweł zapamiętał, że upadł na drogę i usłyszał głos: Szawle, dlaczego mnie prześladujesz? – Kto ty jesteś? – zapytał Szaweł. – Ja jestem Jezus Nazarejczyk, którego ty prześladujesz. – Co mam czynić? – zapytał Szaweł. – Wstań, idź do Damaszku, tam ci powiedzą, co masz czynić.
I Szaweł usłuchał.
Widzenie trwało niedługo, a odmieniło bieg historii. Szaweł uznał, że Jezus wybrał go sobie na takiego posłańca, jak przedtem 12 apostołów, choć sam Jezusa przed jego śmiercią na krzyżu nigdy nie widział. I że Jezus dał mu zadanie do wykonania jak innym apostołom. Zabrał się za nie tak ochoczo, jak wcześniej tępił wyznawców Jezusa wśród żydów. Ta energia uczyniła z Szawła geniusza religijnego. Do tego stopnia, że niektórzy, w tym