Plaża musi się dobrze kojarzyć, i tyle. Istnieje co prawda pewien niebezpieczny oksymoron, jak plaża kamienista, ale nie będziemy zawracać sobie nim głowy. Plaża kamienista nie jest plażą, jest tylko nieeleganckim urwaniem melodii lądu, bez stosownego wybrzmienia. Prawdziwa plaża musi być piaszczysta, a im drobniejszy piasek, im bardziej zbliżony do konsystencji pudru, tym walory plaży w moim systemie punktacji są wyższe.
Dla jednych może to być jakiś podejrzany sybarytyzm, miłośnik gór może popukać się w czoło, kiedy mu będę dowodził wyższości plaży nad przepaściami Mięguszowickiego lub Zawratu, ale jego i tak nie przekonam, tak jak miłośnik Paryża nie da się przekonać o wyższości Londynu. Ja piszę dla przekonanych, dla tych, dla których plaża jest metafizycznym przeżyciem i którzy na niej nigdy się nie nudzą. Dla przeciwników plaży koronnym argumentem jest nuda plaży, jej jednostajność i powtarzalność. A przecież nie ma dwóch takich samych plaż, o czym my, kolekcjonerzy plaż, dobrze wiemy; bo przecież inna jest plaża w Jastarni, inna w Juracie, a jeszcze inna w Chałupach. I nie można ich porównać z plażą w Dębkach, aby tylko pozostać przy plażach bliskich sobie, będących w odległości dystansu spacerowego. Plaża jest swego rodzaju metafizyką, i koniec, i kropka.
Trzy żywioły
Uwodzicielską siłą plaży jest to, że znajduje się w miejscu przecięcia trzech żywiołów, wody, lądu i powietrza, nie należąc do żadnego z nich. Jest pasem tranzytowym, który w czasie przypływu zmienia się w morze, aby podczas odpływu odsłonić się w całym piaszczystym bogactwie smaganym przez bryzę idącą od morza. Plaża jest stanem pośrednim, jest formą otwartą, jest mutantem pojawiającym się i znikającym, jest ciągłym niedosytem, jest zagadką ciągłego przeobrażania się.