Zgodnie z regułą, powtarzaną przez moskiewskich satyryków, co najmniej od czasów Lenina na Kremlu rządzili na przemian łysi i kędzierzawi: po łysym Władimirze Iljiczu przyszedł Stalin z bujną czupryną i z wąsami, później zmienił go łysy Chruszczow, którego usunął ze stanowiska krzaczasto-brewy Breżniew. Kolejni przywódcy: Andropow (łysy), Czernienko (siwy, ale z całkiem przyzwoitą czupryną). Wreszcie, Gorbaczow (nie dość, że łysy, to jeszcze z widocznym znamieniem), a potem bujnowłosy Jelcyn. Wszyscy oni potwierdzali tę regułę. Można więc zaryzykować twierdzenie, że teraz – po łysym Putinie – 66-letni, niemal nieznany, były szef Służby Monitoringu Podatków (nazywanej wywiadem podatkowym) Wiktor Zubkow, z fryzurą, jakby wyszedł prosto od fryzjera, ma najwięcej szans.
Żarty na bok. Zmianę na stanowisku premiera, zastąpienie technicznego szefa gabinetu Michaiła Fradkowa, przejściowym Wiktorem Zubkowem, zgodnie uznano za początek operacji „następca”. Przyznał to sam Putin, tłumacząc, że w trudnym okresie zmian politycznych „chce stworzyć taką strukturę władzy i administracji, która będzie lepiej odpowiadała okresowi przedwyborczemu i przygotuje kraj do czasów po wyborach parlamentarnych i prezydenckich”. Mówiąc inaczej: podjął decyzję, która ma mu zapewnić swobodę działania, a przede wszystkim pełną kontrolę nad dalszym rozwojem wydarzeń.
Ludzie znikąd
Putin wie, co mówi. Zmiana władzy w Rosji zawsze była problemem, a to, że dotychczas nie udało się wypracować odpowiednich procedur, świadczy najlepiej, jak krucha i kulawa jest rosyjska demokracja. Właściwie, przynajmniej w sprawach sukcesji, nic się nie zmieniło.