Z mnóstwa przykładów przypominają się trzy charakterystyczne: Niemcy – 1933 r., Algieria – 1991 r., Austria – 2000 r. Wszędzie tam partie wrogie demokracji (lub co najmniej uważane za takie) doszły do władzy (lub były tego bliskie) przez kartkę wyborczą.
Jak demokracja może bronić się przed siłami antydemokratycznymi? I to nie tymi, które próbują obalić ją przemocą, ale wyrażającymi, tak czy inaczej, vox populi? Czy biorąc pod uwagę konieczne, własne ograniczenia – tak kruchy ustrój, jakim jest demokracja, posiada skuteczne środki przetrwania w naszym brutalnym świecie?
Rzeczywistość, którą współcześnie określamy krótkim mianem „demokracji”, jest w istocie bytem podwójnym.
Z jednej strony jest to taki porządek państwowy, w którym władza spoczywa w rękach partii zwycięskiej w powszechnych wyborach. Dawno minęły czasy, kiedy do udziału w wyborach dopuszczeni byli tylko wyselekcjonowani obywatele. Dziś każdy głos waży tyle samo. Głos profesora uniwersytetu tyle samo co głos akwizytora, głos mędrca tyle samo co głos tępaka, głos człowieka szlachetnego tyle samo co głos oszusta. W demokracji przedstawicielskiej rządzi – pośrednio – lud, jakikolwiek by był. (Chcieliście Leppera? No to go macie!).
Z drugiej strony wszakże jest to ustrój, gdzie rządzą reguły prawa. Te reguły to liczne ograniczenia nałożone na rządzący lud. Na przykład takie, że ściganie karne podlega sądowej kontroli. Że sądowej kontroli podlegają także decyzje administracyjne.