Jak wynika z opublikowanego właśnie raportu węgierskiego instytutu Political Capital, między państwami Grupy Wyszehradzkiej istnieją poważne różnice. Węgry i Polska osuwają się w kierunku „demokracji nieliberalnej”, podczas gdy w Czechach i Słowacji, mimo że kraje te mają swoje problemy, nie doszło do istotnych zmian instytucji.
Węgrzy dalej od Polaków
Zdaniem autorów raportu Viktor Orbán zaszedł dalej od Jarosława Kaczyńskiego w budowie państwa o cechach autorytarnych. Jego partia Fidesz w ciągu ostatniej dekady już trzykrotnie wygrała wybory, w tym dwukrotnie osiągając większość konstytucyjną. Węgierski rząd obrał metodę polegającą na tym, że nie niszczy instytucji demokratycznych, ale pozbawia je samodzielności i kompetencji, żeby nie mogły ograniczać działań rządu. Dotyczyło to m.in. banku centralnego, sądu konstytucyjnego, prokuratora generalnego czy urzędu prezydenta, które zostały przejęte przez partię rządzącą.
W miejsce niezależnych instytucji wchodzą nieformalne, niemalże feudalne związki zależności między ludźmi władzy i biznesu, pozwalające związanym z rządem firmom bogacić się w dużym stopniu dzięki funduszom europejskim. Z tego względu Bruksela nie radzi sobie z monitorowaniem rządu w Budapeszcie – bo nie umie zajmować się takimi nieformalnymi metodami sprawowania władzy. Pisarz Bálint Magyar nazwał węgierski system „postkomunistycznym państwem mafijnym”.
Czytaj także: Polska powinna przestać pobłażać Orbánowi
Polski ustrój, zdaniem autorów raportu, można nazwać „rozwodnioną demokracją”, w której wciąż działają elementy wzajemnej kontroli i równowagi władz. System demokratyczny trzyma się mocniej przede wszystkim ze względu na większą niż na Węgrzech rolę prezydenta i jego mandat pochodzący z wyborów bezpośrednich, proporcjonalny system wyborczy, który utrudnia zbudowanie większości konstytucyjnej w Sejmie, oraz składającą się z kilku poziomów strukturę samorządu lokalnego.
Z drugiej strony na niekorzyść Polski działa coraz bardziej niedemokratyczna kultura polityczna. Chodzi przede wszystkim o to, że partia Jarosława Kaczyńskiego stara się zmienić ustrój bez uzyskania większości konstytucyjnej. Rząd PiS zaszedł też dalej w przejmowaniu systemu sądownictwa, który na Węgrzech pozostaje niezależny od rządu – przynajmniej na razie.
Czytaj także: Demokracja w czasach populizmu
Ten dekadencki Zachód
Zarówno Kaczyński, jak i Orbán odżegnują się od osiągnięć demokratycznej transformacji po 1989 r., choć obaj byli jej współtwórcami. W obu krajach niepokojąca jest też autokratyczna tendencja do przedstawiania opozycji, ale też jakichkolwiek niezależnych podmiotów – np. organizacji pozarządowych czy mediów – jako wrogów państwa („gorszy sort”, „mordy zdradzieckie”).
Niewątpliwie społeczeństwo obywatelskie spotyka gorszy los na Węgrzech, gdzie podczas niedawnej kampanii wyborczej Fidesz ostro atakował organizacje społeczne, szczególnie finansowane przez miliardera i filantropa George′a Sorosa. W Polsce społeczeństwo obywatelskie ma wciąż większe pole manewru, chociaż tu też pojawiły się ataki ze strony mediów publicznych, a ponadto rząd wprowadził centralizację finansowania.
Również w kwestii mediów Orbán zaszedł dalej od Kaczyńskiego. Na Węgrzech władze lub sprzyjający im biznesmeni kontrolują większość prasy. W Polsce rząd przejął wprawdzie bezpośrednią polityczną kontrolę nad mediami publicznymi, a na rynku są inne przyjazne władzom tytuły, finansowane przez spółki skarbu państwa, ale duża część sfery medialnej pozostaje niezależna i krytyczna wobec rządu.
Autorzy raportu uważają, że prezes PiS działa pod wpływem prawicowej ideologii, podczas gdy premier Węgier jest pragmatykiem, który oparł system na korupcji i klientyzmie politycznym. Orbán dla utrzymania władzy stosuje antyunijną, antyimigrancką i prorosyjską retorykę, opartą na dezinformacji i teoriach spiskowych, podważając zaufanie do Unii Europejskiej i zachodniej demokracji. Z kolei PiS tradycyjnie popiera wzmacnianie więzi z USA, choć antyrosyjskie poglądy nie przeszkadzają partii w używaniu retoryki w stylu rosyjskim na temat dekadenckiego Zachodu.
Obie partie twierdzą, że właśnie ze względu na słabość Zachodu dla przetrwania narodu i Europy konieczne jest wzmocnienie suwerenności narodowej kosztem Unii.
Czesi i Słowacy mają mniejszy problem
Populistyczne tendencje autorytarne występują też na Słowacji i w Czechach, ale w mniejszym stopniu. Robert Fico, do niedawna premier Słowacji, nazywał dziennikarzy „prostytutkami”, z kolei w Czechach u władzy są prorosyjscy, eurosceptyczni prezydent Miloš Zeman i premier Andrej Babiš. W obu państwach nie dochodzi jednak do prób likwidacji, przejęcia czy rozwodnienia instytucji demokratycznych, a społeczeństwo obywatelskie pozostaje niezależne.
Problemem jest za to wysoki poziom korupcji w polityce i gospodarce oraz klientyzmu. Istnieją też zagrożenia dla wolności mediów, wynikające choćby z tego, że czeski premier jest potentatem na tym rynku, a inne podmioty są kontrolowane przez oligarchów. Słowackie media, podobnie jak węgierskie, są – zdaniem autorów raportu – stronnicze i podatne na manipulacje, ksenofobiczne lub antyimigranckie.
Europa niewiele może
Według raportu Unia Europejska nie ma odpowiednich narzędzi, żeby powstrzymać osuwanie się krajów naszego regionu w stronę autorytaryzmu. Postępowanie na podstawie art. 7. unijnego traktatu, które ma chronić podstawowe wartości europejskie, ma w tym wypadku ograniczone zastosowanie, chociażby ze względu na konieczność osiągnięcia jednomyślności na pewnym etapie.
W dłuższej perspektywie większy wpływ na poczynania rządów naszego regionu, szczególnie wobec systemu sądownictwa, mogą mieć nowe reguły zaproponowane w projekcie perspektywy finansowej Unii na lata 2021–27. Pozwalają one na zawieszenie wypłaty funduszy krajom, w których doszłoby do naruszenia niezależności sądów. Ale do realnej zmiany kursu politycznego w krajach naszego regionu mogą doprowadzić tylko ich społeczeństwa.
Raport „Illiberalism in the V4: Pressure points and bright spots” pod redakcją Edit Zgut przygotował węgierski instytut Political Capital we współpracy z Visegrad Insight i Friedrich Naumann Stiftung.