Od wieków ludzie kojarzyli się w pary dzięki pomocy swatów. Dziś ich funkcje przejąć może grupa towarzyska ze studiów lub miejsca pracy. Jednak rolę globalnego swata zaczyna pełnić internet.
Tajemne zmowy krewnych, ciche intrygi przyjaciół domu, nieoczekiwane, ale przecież doskonale zaaranżowane wizyty wolnych młodzieńców lub panien – cały ten kram, który tak dobrze znamy z klasycznej literatury, odszedł w przeszłość.
Rewolucja seksualna, wydawałoby się, na dobre przekreśliła instytucję swata. Wówczas chętni do pary sami musieli zatroszczyć się o swoje ewentualne związki, a próby jakiejkolwiek zewnętrznej ingerencji, np. ze strony zapobiegliwej matki lub uczynnej ciotki, były odczytywane jako zamach na osobistą niezależność młodego człowieka. Zazwyczaj nikt zresztą nie potrzebował żadnej pomocnej wędki, bo wolna miłość sama pchała się do drzwi, więc wystarczyło tylko je otworzyć.
Ludzie powzięli wówczas głębokie przekonanie, że swatanie stało się nikomu niepotrzebną i od dawna zużytą techniką doprowadzania mężczyzn i kobiet do ołtarza. Dopiero mniej więcej dekadę temu film „Cztery wesela i pogrzeb”, niezależnie od swoich wszelkich innych walorów, pokazał widzom długo skrywaną prawdę: nie wystarczy tkwić w grupie przyjaciół, spędzać ze sobą czas, a nawet koedukacyjnie mieszkać, aby znaleźć partnerkę lub partnera. Do tego trzeba wyjść z domu, rozejrzeć się po świecie, spotkać nowe twarze, ale też z rozmysłem wykorzystać towarzyskie wsparcie i nieprzepartą chęć innych do kojarzenia par.
Studencka miłość
Młodzi ludzie, zdaniem socjologów, w niedostatecznym stopniu wykorzystują okazje do spotkań męsko-damskich, których dostarcza ewolucja społeczno-obyczajowa.